sobota, 28 września 2013

Rozdział 7

Witajcie!



Wpadam na chwilkę, gdyż za moment wychodzę na rodzinną pożegnalną kolację. Pamiętacie jak mówiłam, że przyleciała moja rodzina z Kanady? Już w środe wylatuje...ach, jak ten czas leci! Dodaję wam, kolejny rozdział, ostatnio naprawdę mam mega wenę!^^ Co do rozdziału to: jak rozwinie się relacja Melody-Uriah? Czym jest "curse"? I czy przyjaciele Melody przeżyją? Trzymajcie i komentujcie :)



Rozdział 7



Wyjazd



Obudziłam się z krzykiem. Nie pamiętam co go wywołało, nie pamiętam niczego z mojego snu. Po prostu krzyczałam. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach i kapać na prześcieradło. Nie mogłam się opanować. Wszystkie emocje, które przez cały dzień tłumiłam tak jakby eksplodowały. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, obijając klamką o ścianę z hukiem. Nie mogłam zidentyfikować postaci przez łzy w oczach i ciemność. Usiadła obok mnie na łóżku i mocno przytuliła. Poczułam znajomą falę ciepła, którą wywoływała tylko jedna osoba. Uriah. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie. Słychać było tylko mój powoli zanikający szloch.
- Już...cicho. Wszystko w porządku, spokojnie – jego ton był łagodny, kojący – co się stało?
- Sama nie wiem...po prostu obudziłam się z krzykiem i...nie pamiętam nawet czemu...- mówiłam roztrzęsionym głosem.
Uriah delikatnie pogładził mnie po głowie.
- Zostać z tobą dopóki ponownie nie zaśniesz?
Pokiwałam twierdząco głową. Co ja robie? - pomyślałam – ten chłopak źle na mnie działa, przecież mam Ethan'a i to jego kocham...tak mi się przynajmniej wydawało przed tymi wszystkimi wydarzeniami...teraz nie byłam pewna tego uczucia... Uriah położył się koło mnie, a ja położyłam głowę na jego rozłożonym ramieniu, wtulając się w jego pierś. Nasłuchiwałam bicia serca chłopaka, które biło spokojnie, równomiernie. Czułam się przy nim bezpiecznie, jakby wszystkie problemy gdzieś odleciały. Mój oddech zrównał się z jego. Gdy tylko zamknęłam powieki, zasnęłam.
Nad ranem obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy. Uriah nadal leżał koło mnie. Odwróciłam głowę, aby spojrzeć kto przyszedł. Chris. Wydawał się być zdziwiony widokiem jaki zastał. Nie byłam zaskoczona jego reakcją. Dziewczyna, która wczoraj poznała chłopaka, spała z nim na jednym łóżku w nocy. Uriah także się obudził, obejrzał się dookoła, aż jego wzrok nie napotkał postaci Chrisa. Szybko usiadł na łóżku obok mnie, zrucając nogi na podłogę.
- O co chodzi? - spytał zaspany.
- Chciałem was tylko powiadomić, że wyjeżdżamy za godzinę.
- Dobrze, będziemy – ziewnął - gotowi.
- Nie wątpię...pamiętajcie, godzina.
Powtórzył ostatni raz i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Uriah, z powrotem rozłożył się na łóżku i zaczął nucić jakąś melodię.
- Co ty robisz? - spytałam spoglądając na niego – Mieliśmy iść przygotowywać się do wyjazdu.
- Wiem, ale przez twój wrzask w nocy nie mogłem spać, więc należy mi się chociaż jeszcze pół godziny snu.
- Ale Chris mówił...ty mówiłeś, że Bety słuchają się przywódcy, więc..
- Mam też swój rozum i nie zawsze słucham się poleceń jakie mi dają, a teraz proszę daj mi spać i idź się przebrać, pomalować czy co tam rano dziewczyny zawsze robią...
- Nie rozumiem cię...raz jesteś miłym czarusiem, a następnym razem zmieniasz się w największego chama – powiedziałam gniewnie, wstając z łóżka.
- Taki już jestem – odpowiedział przekręcając się na prawy bok – przywykniesz.
Pokręciłam tylko głową, podeszłam do walizki i ją rozpięłam. Wszystkie ubrania były starannie złożone, więc nie chciałam tego niszczyć. Wzięłam pierwsze lepsze jeansy, bluzkę z krótkim rękawkiem i moją kosmetyczkę w której miałam wszystko. Z powrotem zapięłam bagaż i wyszłam z pokoju w poszukiwaniu łazienki. Szłam przez korytarz w kierunku schodów, otwierając przy tym każdy pokój.
- Szukasz czegoś? - usłyszałam damski głos za moimi plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam kilka centymetrów niższą ode mnie niebieskooką dziewczynę mniej więcej w moim wieku. Była ładna. Miała długie brązowe włosy i szczupłą sylwetkę. Jej śnieżnobiała sukienka nad kolana lekko raziła w oczy. Szyję zdobił jej krótki czerwony krawat.
- Tak, szukam łazienki – odpowiedziałam.
- Jest naprzeciwko pokoju Chrisa, a tak w ogóle to jestem Maya.
- Melody.
Wyciągnęła do mnie rękę na przywitanie. Uścisnęłam ją. Kątem oka zauważyłam wychodzącego z pokoju Uriah'a. Jego czarne lekko kręcone włosy były strasznie potargane. Szedł w naszym kierunku z rękami założonymi za głowę i szerokim uśmiechem.
- Maya? - spytał zatrzymując się obok.
- Uri!! - krzyknęła po czym zarzuciła mu ręce za szyje i mocno przytuliła.
- Skąd się tu wzięłaś? Wszyscy myśleli, że Źli cię przetrzymują – powiedział, delikatnie odsuwając się od dziewczyny.
- Tak było, ale udało mi się uciec. Wróciłam do Wioski, a Hayley mi powiedziała, że w końcu znaleźliśmy „curse” i wysłała do was. To prawda?
- Tak i właśnie ją poznałaś – powiedział wskazując dłonią na mnie.
- O mój boże! Naprawdę?! - odwróciła się do mnie gwałtownie.
Jej mina wskazywała zdziwienie i oszołomienie, lecz szybko się otrząsnęła i szeroko uśmiechnęła.
- Nie wierze...myślałam, że to bujda, którą wciskała nam Hay.
- Jak widzisz, nie...to prawda.
- Chwileczkę – przerwałam – możecie mi wytłumaczyć dlaczego nazywacie mnie „curse”?
- Curse to...- zaczęła Maya.
- Nie możesz jej powiedzieć – przerwał jej Uriah – przywódczyni chce to zrobić osobiście.
- Okej...to ja idę, muszę jeszcze pogadać z Chrisem. Do zobaczenia! - krzyknęła odchodząc.
Chłopak odprowadził ją wzrokiem. Spojrzałam na niego.
- To twoja dziewczyna? - odpaliłam.
- Co?! - aż krzyknął ze zdziwienia – Nie, to moja kuzynka.
- Aha...nie wiedziałam...
- A co? Zazdrosna jesteś? - spytał robiąc krok do przodu.
- Eee, nie! Może trochę...matko! Co ja gadam! - skarciłam samą siebie.
Uriah zaśmiał się i odsunął. Spojrzał na zegarek. Nawet nie wiedziałam, że ma go na ręce...
- Mamy jeszcze 20 minut, lepiej się pośpieszyć – powiedział i ruszył w stronę łazienki.
- Co ty robisz?! Byłam pierwsza!
- Ale się ociągałaś, więc będziesz musiała poczekać – powiedział zwycięsko i zatrzasnął drzwi od pomieszczenia.
- Znów zachowałeś się chamsko! - krzyknęłam przez drzwi siadając przy ścianie obok.
- Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić! - odpowiedział.
- Nie mogę uwierzyć, że akurat mi, ta cała Hayley musiała przydzielić ciebie!
- Matko, naprawdę jesteś czasami marudną osobą – powiedział wychodząc – byłem tam tylko 5 minut. Dłużej by to trwało gdybyś to ty weszła pierwsza.
Gdy się mijaliśmy, dźgnęłam go palcem w miejsce pod żebrami.
- Ej! - zaśmiał się – odwdzięczę się za to!
- Na pewno nie teraz! - szybko zamknęłam drzwi od łazienki.
Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. W pewnym momencie przypomniał mi się mój sen...Znajdowałam się w dużym, ciemnym pomieszczeniu. Naprzeciwko mnie stały dwa puste krzesła. Nagle pojawiły się na nich dwie postacie. Rozpoznałam je. Moi rodzice. Siedzieli przywiązani do krzeseł. Łzy zebrały mi się w oczach. Chciałam pobiec w ich kierunku, lecz poczułam rękę na ramieniu, która mnie powstrzymała. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam ją. Davine. Stała uśmiechnięta, wyciągając do mnie druga rękę, w której trzymała pistolet.
- Jestem ciekawa...chętniej zastrzelisz swoja matkę, czy ojca.
- C-co? - spytałam z niedowierzaniem – nie zrobię tego!
Wytrąciłam jej pistolet z ręki. Uderzył o podłogę z trzaskiem, który rozbiegł się po pomieszczeniu.
- Niemądrze postąpiłaś – pokręciła głową.
Odepchnęła mnie na bok, z taką siłą, że upadłam na ziemię. Szybko podniosła pistolet i...strzeliła. Dźwięk wystrzału dźwięczał mi w uszach. Popatrzyłam dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na czerwonej plamie na koszuli matki. To właśnie wydarzenie wywołało mój krzyk w środku nocy.
Stałam pod prysznicem, oszołomiona wspomnieniem snu. Ciepłe strumienie wody, ściekały po gołych plecach. Nie wiedziałam co myśleć. Wiedziałam, że to był tylko sen, strasznie realistyczny sen...nagle rozległo się głośnie pukanie.
- Melody! Masz jeszcze 7 minut! - krzyknął Uriah.
Szybko zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem. Chciałam zapomnieć o śnie, w końcu miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Wyjazd nie wiadomo dokąd z ludźmi, których znałam tylko jeden niecały dzień. Założyłam naszykowane ubranie. Mokre włosy wytarłam mocno ręcznikiem i związałam w szybkiego koka. Wyszłam z łazienki. Przy drzwiach czekał już na mnie Uriah z moją walizką.
- Co ty zasnęłaś pod tym prysznicem?
- Nie...- odpowiedziałam beznamiętnie.
- Co się stało? - spytał, zbliżając się do mnie.
- Przypomniałam sobie...sen...
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Znowu się rozpłakałam i znowu przy nim...Uriah ostrożnie przytulił mnie, a ja objęłam go rękami w pasie wtulając się w jego pierś. Kolejny raz uspokajałam się wsłuchując się w bicie jego serca.
- No proszę, proszę – powiedziała uśmiechając się szeroko Maya – zakochani są wśród nas, hihihi
Szybko odsunęliśmy się od siebie. Oboje mieliśmy rumiane policzki. Maya zaczęła się głośno śmiać. Chwilę później cała nasza trójka śmiała się do rozpuku.
- Okej, koniec. Chris kazał wam powiedzieć, że już wyjeżdżamy.
Zeszliśmy po schodach, kierując się do drzwi wyjściowych. Ujrzałam dwa czarne samochody, gotowe do odjazdu. Z jednego z nich wyszedł Jason. Szybko pobiegłam w stronę przyjaciela i mocno go przytuliłam, prawie przewracając do tyłu.
- Hej! Spokojnie! - mówił radosnym tonem – Wszystko w porządku?
- Tak – odsunęłam się od niego – a z tobą? Jak noga?
- Jak widzisz dobrze, mówiłem ci, że z tego wyjdę. Widzę, że już poznałaś Uriah'a, Chris'a i Mayę.
- Tak, Uri znalazł mnie błąkającą się po lesie i przyprowadził do domku.
- A wiesz może co z resztą?
- Nie...nie widziałam ich nigdzie...mam nadzieje, że z nimi wszystko w porządku...
- Nie martwcie się o resztę, powiedziałem o tym Chrisowi kiedy ty byłaś pod prysznicem – wtrącił Uriah – Tak w ogóle to witaj Jason!
Obaj uściskali się mocno jakby byli braćmi.
- Witaj Uri! Słyszałem, że to ty uratowałeś naszą małą „curse”.
- Tak, maruda czasem z niej straszna – powiedział i dźgnął mnie palcem pod żebrami.
- Ej! - zaśmiałam się.
- Mówiłem, że się odpłacę za tamto – szepnął mi w ucho.
- Okej...pamiętacie, że ja tez tutaj jestem prawda? - wtrącił zdezorientowany Jason.
- Będziemy zaraz odjeżdżać więc wchodźcie do środka.
Ja z Jason'em wsiedliśmy do samochodu.
- Miłej podróży – powiedział Uriah, zamykając drzwi. Nie jechał z nami.
Za kierownicą siedział jeden z mężczyzn, których wczoraj poznałam. Nadal miał na sobie ten sam garnitur. Rzuciło mi się w oczy to, że nie miał prawego ucha. Ruszyliśmy. Wyjechaliśmy inną drogą niż przyjechałam z przyjaciółmi. Była węższa i dłuższa. Gdy wjechaliśmy na autostradę, poczułam się senna. Oparłam głowę o drzwi i zasnęłam. Obudził mnie głos Jason'a:
- Jesteśmy na miejscu! - powiedział z radością.
Lekko oniemiała i zaspana, otworzyłam drzwi. Wysiadłam i zobaczyłam zaskakujący widok. Grupka dzieci bawiła się w berka, śmiejąc się przy tym i krzycząc z radości. Wokół znajdowały się drewniane domki z tarasami na których gdzieniegdzie stały huśtawki, grille, czy mini ogródki. Samochody stały na wielkim placu wyłożonym kostką. Na środku znajdowało się duże drzewo z grubym, dziwnie wygiętym konarem. Podeszłam do niego. Zauważyłam wyrzeźbione na nim różne imiona i symbole. Moją uwagę przykuł napis: „Sarah i Andrew”. Czyżby moi rodzice byli w tym miejscu?
- Czemu się tak przyglądasz z zamyśloną miną? - spytał Uriah.
Wskazałam mu wyryty napis.
- Sarah i Andrew...no i co w związku z tym?
- To imiona moich rodziców...- odpowiedziałam i popatrzyłam na niego.
- Aha. Wiesz jak nazywamy to drzewo?
- Nie, jak?
- „Drzewo zakochanych” - odpowiedział – wszystkie te imiona to imiona demonów, czy zakochanych wilkołaków...banalne wiem, ale taka już tradycja. Skoro twoi rodzice tu byli, a teraz są razem to się nie dziwie, że ich imiona tu widnieją.
- Tylko że moi rodzice by mi powiedzieli, że są demonami...chyba
- No nie wiem, moi mi nie powiedzieli...woleli porzucić niż wyjawić prawdę... - powiedział obojętnie
- Porzucili cię? - spytałam zdziwiona.
- Tak, już się z tym pogodziłem. Dzięki Hay mam nową rodzinę i przyjaciół...- obejrzał się dookoła, aż jego wzrok zatrzymał się na wysokiej kobiecie o rudych włosach w średnim wieku, która właśnie się do nas zbliżała.


Mam nadzieję, że się podobało!
Do nastepnego! :)

piątek, 27 września 2013

Kolejna dawka bohaterów w Chibi :)

Hejka!


Miałam dzisiaj wspaniały dzień :) Pomimo tego, że był spr. z biologi i babka od matmy musiała akurat mnie dziś zapytać to było świetnie. Dobry humor głównie sprawiło dzisiejsze wyjście do Galerii Łódzkiej z moimi dwoma przyjaciółkami. Naszym celem był Empik, ale oczywiście nie mogłam wrócić bez jakiegoś ciucha^^ Kupiłam śliczny sweterek w bordowe paski, który jest naprawdę milutki w dotyku :) Jeśli chodzi o książkę, to szukałam głównie jakiegoś thilleru lub horroru fantasy, gdyż jestem wielką fanką tych gatunków. W oko wpadła mi "Alicja w krainie zombie". Czytałam o niej w jakiejś gazecie i wydała mi się ciekawa. Czytaliście? Jeśli tak to jest godna polecenia? Piszcie :)
A teraz co do posta to, jeśli czytaliście rozdział 6, który wczoraj dodałam to wiecie, że pojawiły się nowe postacie. Je tez zrobiłam w Chibi (ostatnio bardzo polubiłam tą aplikację^^ ).:



Christopher


Uriś (jego postać Chibi pojawiła się już jako bonusik do poprzedniego posta o postaciach)

I nasza wredota Davina xD



Mam nadzieje, że te postacie też wam się podobają ;) Moja wena dziś jest wielka i mam pełno pomysłów na rozdział 7, więc lece pisać :3
Bye, może jeszcze dodam dziś jakiś post.


czwartek, 26 września 2013

Rozdział 6

Hej!


Wpadam dosłownie na chwilkę wrzucić rozdział, bo zaraz lece spać. Pojawiają się w nim nowe postacie. Łapcie rozdzialik: (matko ja dziś już nie kontaktuje xD).



Rozdział 6



Spotkanie



- Gdzie to było? - mamrotałam pod nosem – biegam po tym lesie od godziny...gdzie się podział ten domek do cholery!
Przedzierałam się przez coraz to większe gęstwiny, aż nagle usłyszałam łamiące się gałązki pod czyimiś krokami niedaleko mnie. Odwróciłam się gwałtownie i wyciągnęłam scyzoryk, który wcześniej schowałam do kieszeni. Zobaczyłam wysokiego bruneta z szarą przepaską na czole. Nie powiem, był przystojny. Koszulka opinała jego ciało, że widać było wszystkie mięśnie. Jego niebieskie oczy patrzyły prosto na wyciągniętą przeze mnie „broń” - jeśli można tak to nazwać...
- Ej! Spokojnie! - krzyknął nieznajomy – uważaj z tym nożykiem!
- Kim jesteś? I skąd się tu wziąłeś? – odpowiedziałam nadal trzymając scyzoryk przed sobą.
- Cóż...może opuścisz to i porozmawiamy normalnie?
- Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś jakimś gwałcicielem, szukającym zagubionych nastolatek w lesie?
- Po pierwsze: nie mam złych intencji, a po drugie: przyszedłem pomóc
- Jak ty możesz mi niby pomóc?
- Jestem przyjacielem Jason'a. Znasz go, prawda?
Pokiwałam twierdząco głową i ostrożnie schowałam scyzoryk do kieszeni z której go wcześniej wyjęłam.
- Znam Jason'a. To chłopak mojej przyjaciółki.
- Wiem. Nazywam się Uriah – wyciągnął do mnie dłoń na przywitanie.
Nieufnie podałam mu dłoń, a on energicznie nią wstrząsną, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie wiem czemu poczułam falę ciepła przebiegającą przez moje ciało. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jason mówił coś o medalionie z wilkiem. Wiesz o co mu chodziło?
- Tak jest to ważny talizman, ale nie martw się już o to. Gdy ty błąkałaś się po lesie, moja grupa znalazła Jason'a i poszła do waszego domku. Powinni już tam być, więc sądzę, że my też powinniśmy już tam iść.
Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy Uriah złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Szliśmy wąską ścieżką między drzewami. Wdychałam, świeże powietrze i nasłuchiwałam dźwięków otoczenia. Nagle pomiędzy drzewami pojawiła się młoda kobieta. Miała piegowatą twarz, lecz to tylko dodawało jej uroku. Czarne włosy opadały jej na ramiona. Nie była wysoka, może kilka centymetrów wyższa ode mnie. Spoglądała to na mnie to na Uriah'a. W końcu jej wzrok zatrzymał się na chłopaku. Uśmiechnęła się.
- Dawno się nie widzieliśmy Uri.
Miała łagodny, troszkę zachrypnięty głos. Nie wiem czemu wydał mi się znajomy.
- Davina – słychać było napięcie w jego głosie. Musieli się znać
- Widzę, że Hayley już wie – oderwała na chwilę wzrok od niego i spojrzała się na mnie.
Poczułam dreszcz, biegnący przez całe ciało. Już wiem skąd znałam ten głos. To była ona. Zjawa, lecz teraz jakby w ludzkiej postaci.
- Znam cię – powiedziałam.
- Czym się zdradziłam? - uśmiechnęła się i zaczęła obkręcać włosy na palec.
- Twój głos. To ty...ty nią jesteś. Zjawą – mój głos drżał z nerwów.
- Poprawka, demonem
- Czym? Demony nie istnieją!
- A zjawy tak? - zaśmiała się – Będziesz bardziej zdziwiona jak spytasz Uri'ego czym on jest. A może ci pokaże – spojrzała się na niego. Stał niewzruszony.
- Wiesz trochę nam się śpieszy, więc pozwolisz, że już pójdziemy – wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Dobrze wiesz, że nie przyszłam na pogaduszki – jej ton nie był już tak przyjazny - nie mogę jej puścić. Alex kazał mi ją przyprowadzić, więc muszę wypełnić polecenie.
W mgnieniu oka Davina przybrała swoja demoniczną postać. Wyglądała inaczej, schludniej. Jej szata nie była już podarta i zakrwawiona jak poprzednio. Jej postać nadal wzbudzała przerażenie, ale mniejsze.
- Ach, czy zawsze nasze spotkanie musi kończyć się walką? - spytał podirytowany Uriah.
- Widocznie tak – odpowiedziała, głębszym i bardziej zachrypniętym tonem.
Chłopak puścił moją rękę i spojrzał się na mnie.
- Zostań tu. Gdyby coś mi się stało, pobiegnij jak najszybciej w prawo. Powinnaś trafić tą droga do domku. Tam będziesz bezpieczna. Okej?
Spojrzałam mu prosto w oczy i pokiwałam głową na zgodę. Popatrzył na mnie zupełnie jak Ethan, wzrokiem pełnym życia i troski. Właśnie w tym momencie, przypomniałam sobie o nim i o przyjaciołach. Co z nimi? Czy oni też są bezpieczni w domku, czy może błąkają się po lesie, nie wiedząc gdzie mają iść? Łzy zebrały mi się w oczach. Nie mogłam się teraz rozpłakać, nie teraz.
Spojrzałam z powrotem na Uriah'a. W jego miejscu stał teraz ogromny czarny wilk. Bił od niego niesamowity blask. Był piękny. Odwrócił na chwilę głowę, aby na mnie spojrzeć, po czym rzucił się na Davine. Chłopak rozciął jej skórę na brzuchu pazurami. Krzyknęła z bólu, po czym zrzuciła go z siebie tak, że obił plecami o niedalekie drzewo. Powoli podnosił się, lecz demon był szybszy. Wbił mu paznokcie w pierś po czym zaczął podnosić. W tym momencie wyglądał na małego, przerażonego szczeniaka. Obiła go o to samo drzewo, w które go wcześniej rzuciła. Z jego rany leciały strużki krwi. „I on chciał, żebym stała bezczynnie i przyglądała się jak umiera?!” - pomyślałam. Wyciągnęłam scyzoryk z kieszeni i pobiegłam prosto na Davine. Była zbyt zajęta Uriahem, by mnie zauważyć. Wbiłam jej nożyk w plecy. W tym momencie poczułam jakby coś mnie opętało. Wyciągnęłam nóż i wbiłam go jeszcze raz. Powtórzyłam to kilka razy, a zjawa krzyczała z bólu. W końcu przestałam. Davina padła na ziemię, znów była człowiekiem. Z ran na plecach leciała krew. Normalnie czułabym wyrzuty sumienia, ale tak nie było. Szybko podbiegłam do Uriah'a, on także znów był z powrotem normalny. Jego rana, wyglądała okropnie. Krew stała się czarna.
- Mówiłem ci, abyś trzymała się z tyłu - mówił głośno dysząc.
- Uratowałam ci życie! - krzyknęłam
- Poradziłbym sobie...
- Taaa...miotała tobą jak maskotką! Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć ja umierasz na moich oczach! - poczułam łzy spływające mi po policzku, a miałam nie płakać...
- Przepraszam... - powiedział spokojniejszym tonem – po prostu, nie mogłem pozwolić, żeby cię zabrała...to mój obowiązek, jako twojego opiekuna...
„Opiekuna?! O czym ten człowiek gada?! - krzyknęłam w myślach – Nie jestem dzieckiem!” . Uriah delikatnie wytarł łzy na moim policzku. Jego dłonie były ciepłe, przyjemne. Modliłam się żeby się tylko nie zarumienić. Oczywiście los nie był mi dziś przychylny...Chłopak tylko zaśmiał się, po czym wstał i podał mi rękę. Nie chwyciłam jej. Jestem na tyle duża, że potrafię sama wstać...
- Twoja rana – zdziwiłam się – zniknęła...
- O! Szybciej niż ostatnio...
- Przecież to nie możliwe, żeby tak poważna rana tak szybko się zagoiła! - krzyknęłam z niedowierzaniem.
- Melody, nie jestem normalnym człowiekiem... - powiedział zrezygnowany.
- Wiem, ale...jak? Tak w ogóle to czym ty jesteś?
- Wilkołakiem – powiedział puszczając do mnie oko.
- Aha...okej...
- Jak wrócimy do Wioski, Hayley ci wszystko wytłumaczy. Nie martw się, a teraz ruszajmy.
- A Davina? - wskazałam na leżące na ziemi ciało.
- Zregeneruje się – powiedział obojętnie – chodź już.
Skręciliśmy w ścieżkę po prawo, która według Uriah'a prowadziła do domku. „Oby miał lepszą orientację niż Noah” - pomyślałam. Szybko poczułam tęsknotę za przyjaciółmi. Znów powstrzymałam łzy. Czemu tak często chce mi się płakać? Nie szliśmy zbyt długo. Może jakieś 10 minut. Gdy przeszliśmy przez ostatnie drzewa, znów zobaczyłam domek w którym się zatrzymaliśmy. Plastikowe krzesła były zajęte przez dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach. Jeden z nich w czarnych okularach spojrzał się w naszą stronę.
- Gdzie Chris?! - krzyknął do nich Uriah
- Na górze w pierwszym pokoju po lewo. Zajmuje się Jason'em. - odpowiedział i spojrzał się na moją zakrwawioną koszulkę – Były problemy?
- Drobne, ale to już nie ważne
Weszliśmy do środka mijając mężczyzn. Obaj przyglądali mi się z ciekawością...Wchodziłam za chłopakiem po schodach. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami pierwszego pokoju po lewo. Uriah mocno w nie zapukał.
- Proszę – usłyszałam łagodny, ale jednocześnie głęboki męski głos.
Chłopak otworzył drzwi przepuszczając mnie pierwszą. Na jednym z łóżek leżał Jason. Miał zamknięte powieki, więc musiał spać. Na zaś drugim siedział mężczyzna w białej marynarce. Spojrzał się w naszą stronę z uśmiechem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego przepaska na prawym oku. Kolor jego paczałek jest nienaturalny, gdyż jest czerwony. Kilka kosmyków jego ciemnych włosów opadały na czoło. Wstał, poruszał się z gracją i elegancją.
- Melody to jest... - zaczął Uriah.
- Christopher – przerwał mu mężczyzna – lub Chris, jak wolisz...
Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę po czym pocałował jej wierzch. Uśmiechnęłam się.
- Miło mi, Melody – odpowiedziałam.
- Wiemy kim jesteś – powiedział szybko Chris – jeśli chodzi o Jason'a to wszystko z nim w porządku. Zregenerował się już, a teraz odpoczywa. Nie powinniśmy mu przeszkadzać w drzemce, więc sugeruję, że powinniśmy zejść na dół, aby dokończyć naszą konwersację. Idźcie ja zaraz do was dołączę.
Uriah kiwną głową na zgodę, po czym wyszliśmy z pokoju. Ruszyliśmy w stronę schodów.
- Nie chce być nie miła, ale Chris jest straasznie poważny
- Zawsze taki był. Jest najstarszy z nas wszystkich i najbardziej doświadczony. Nie zastanowił cię jego kolor oczu?
- Tak, jest inny. Nigdy nie widziałam żeby ktoś miał czerwone oczy.
- Christopher jest tak jakby naszym głównym dowodzącym. U wilkołaków istnieją trzy rangi: Alfy, Bety i Omegi. Omegi to wilki bez watahy, działające i polujące indywidualnie, jest to ryzykowny wybór. Bety, czyli takie wilki jak ja czy Jason, tworzą stado,pomagają sobie nawzajem, ale czym jest stado bez przywódcy? I tutaj dochodzimy do tematu Alfy. Alfy to przywódcy, oni rządzą, ich trzeba się słuchać i podporządkować. Wyróżnia je ich specyficzny kolor oczu, czyli czerwony. To właśnie Alfą jest Chris. Jest naszym szefem, mentorem.
- Skomplikowane...
Gdy doszliśmy do salonu, usiedliśmy na kanapie czekając na Christopher'a. Po kilku minutach czekania, w końcu pojawił się na schodach. Szybko zszedł i zajął miejsce na fotelu, stojącym naprzeciwko nas. Założył nogę na nogę i zaczął:
- Melody, zapewne chcesz wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Z chęcią bym ci to wytłumaczył, lecz to jest zadanie Hay. Ja tu przyjechałem tylko po to aby przetransportować ciebie i Jason'a bezpiecznie do Wioski. Będziemy wyjeżdżać jutro nad ranem, więc twoim zadaniem na dzisiaj jest wypocząć – uśmiechnął się serdecznie – Uriah ciebie też się to tyczy, wykonałeś dziś swój obowiązek opiekuna prawie przepłacając za to życiem.
Wstał i dodał:
- A i Uri, pamiętaj, że dziś jest pełnia. Umiesz nad tym panować więc nie muszę się o ciebie martwić, ale moim obowiązkiem jest wam o tym przypominać.
Wszedł z powrotem po schodach na górę. Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju.
- Uspokój się... - rzekł zmęczonym tonem chłopak.
- Jak?! Mam jechać niby do jakiejś Wioski?! Co to w ogóle jest?! I o co chodzi z tym opiekunem?! I kim jest ta cała Hayley?! - wykrzykiwałam pytania, coraz to bardziej nerwowo przechadzając się po pokoju.
Uriah, który przed chwilą leżał rozciągnięty na kanapie. Wstał i złapał mnie za ramiona, żeby mnie zatrzymać. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Widać było, że jest zmęczony. Miał delikatne wory pod oczami i przekrwione białki oczne. Mimo tego nadal był przystojny.
- Uspokój się. Okej? Hayley to tak jakby nasza przywódczyni, to ona jest najważniejsza. Jej rozkazy musi wykonywać Chris i inne Alfy, czy demony.
- Czekaj, czekaj...demony?? To w tej całej wiosce tez są demony?
- To bardziej skomplikowane...są i dobre demony i złe. W Wiosce są dobre. W Mieście są złe. Słyszałaś jak Davina mówiła o Alex'ie?
- Tak, mówiła, że dostała rozkazy i musi je wypełnić. Ale kim jest ten Alex?
- Alexander jest przywódcą złych.
- A co z tym opiekunem?
- Sam się w tym jeszcze nie połapałem, więc na odpowiedź na to pytanie musisz poczekać na spotkanie z przywódczynią, a teraz proszę, chodźmy do pokojów, bo jestem padnięty – zaproponował.
- Chwila jeszcze jedno. Co z moimi przyjaciółmi?
- Powiesz jutro o tym Chrisowi, a on wyśle ludzi na poszukiwania, zgoda?
- Yhym
Weszliśmy na górę. Zajęłam mój pokój, który kilka godzin temu sobie „zaklepałam”.
Uriah zajął pokój naprzeciwko.
- No to dobranoc – powiedział z uśmiechem zanim jeszcze weszliśmy do pokojów
- Dobranoc, dziwnie jest to mówić w południe...
Nie odpowiedział nic, tylko zaśmiał się. Weszłam do pokoju. Rzeczy, które wcześniej rozpakowałam do szafek, ktoś z powrotem spakował do walizki. Podeszłam do łóżka i położyłam się. Gdy moja głowa zetknęła się z poduszką od razu odleciałam w krainę snu.


Podobało się? Zostaw po sobie komentarz ;)

Mam jutro spr. z biologi i kartkówke z anglika. Trzymajcie kciuki żeby dobrze poszło :)

Dobranoc :*






wtorek, 24 września 2013

Postacie w Chibi ;)

Witam Was :)


Ach! Naprawdę mam już dość szkoły :/ jak zapewne większość z Was...Tylko kartkówki i klasówki, w tym tygodniu mam 2 sprawdziany: z matmy i biologi (biologia to jeszcze ujdzie, ale MATMA! - to dla mnie czarna magia :/). Nie mam czasu praktycznie na nic, co sprawia mi przyjemność...Dopiero dziś udało mi się odetchnąć i zrobiłam sobie postacie z opowiadania w grze na Giercowni xD Zupełnie przypadkowo tam trafiłam, bo szukałam różnych porad jak dobrze rysować Chibi i trafiłam na tą grę^^ A więc zamieszczam Wam moje dzieła :D




Jason :D


 Angelique :3
Ethan *.*

Josh :)

Nasza wspaniała Melody :*

Millicent <3

Nathalie :D

I kochany Noah *o*



Mam nadzieje, że się podobają :) Rysunki moje zaczęłam i mam już częściowo Milly, Ethana i Melody i Josha, ale to dodam w następnym. Dobranoc :*



PS Taki mały bonusik - postać, która się w wkrótce pojawi:





piątek, 20 września 2013

Postacie o.o

No hejka moje wy kochane buźki :D



Postanowiłam zrobić post, dotyczący bohaterów mojego opowiadania. Chcę trochę przybliżyć Wam ich postacie, no wiecie opis wyglądu, zainteresowania itd. :) Jeszcze coś...wybaczcie mi to nieczęste pokazywanie się tu, no ale szkoła, sprawdziany, szkoła, sprawdziany i tak w kółko...do tego w zeszły piątek przyleciała moja rodzina z Kanady i w ogóle jest urwanie głowy...W ten weekend zaś idę na b-day party mojej przyjaciółki, a w niedziele mam kolacje rodzinną, taka większą. Postaram sie dodać rozdział 6 jutro lub w niedziele, oraz obiecuję, że będę pisać częściej na blogu. :) A teraz zajmijmy się tym o czym miał być post. Może zaczniemy od naszego przystojniaka Ethan'a :p (niestety opisy będą bez obrazków, bo jakoś nie mam weny do rysowania i będą miały charakter ankiet :) więc uruchomić wyobraźnię proszę :3)



Imię: Ethan
Nazwisko: McLain
Wiek: 18 lat
Wzrost: 1,85 m
Kolor włosów: Ciemno brązowe
Kolor oczu: Ciemnoniebieskie
Cera: Śniada
Sylwetka: Szczupły, umięśniony – wysportowany
Cechy charakteru: Opiekuńczy, przystojny, opanowany choć czasami wybuchowy, bezinteresowny, odważny, potrafi postawić na swoim, ambitny, nadzwyczaj bystry i spostrzegawczy, dowcipny, będący duszą towarzystwa, odpowiedzialny, pewny siebie, czarujący optymista
Status: Chłopak Melody
Rodzaj (o tym będzie mowa w 6 rozdziale): Człowiek  
Znaki szczególne:  Tatuaż płomienia na prawym ramieniu

A dalej, nasze pozostałe kochane postacie :D :



Imię: Melody
Nazwisko: Clarke
Wiek: 16 lat
Wzrost: 1,73 m
Kolor włosów: Brązowe z jasnymi pasemkami
Kolor oczu: brązowe
Cera: oliwkowa
Sylwetka: szczupła
Cechy charakteru: Ambitna, uparta jak osioł, sprytna i spostrzegawcza, niecierpliwa, strasznie ciekawska, dowcipna, czasem marudna, bywa nieodpowiedzialna, poświęciłaby życie za rodzinę i przyjaciół, których stawia na pierwszym miejscu. Pełna życia i pewna siebie, czasem pyskata, wybuchowa młoda kobitka :D
Status: Dziewczyna Ethan'a
Rodzaj: Curse (dowiecie sie o co kaman w 6)
Znaki szczególne: Dziwna blizna na dole pleców


Imię: Joshua (woli Josh)
Nazwisko: Carven
Wiek: 17 lat
Wzrost: 1,80 m
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Ciemnozielone
Cera: Blada
Sylwetka: Szczupły, wysportowany
Cechy charakteru: Czasem arogancki i uparty, bystry, ciekawski, bywa denerwujący, gwałtowny, podstępny, zaś w głębi serca jest opiekuńczy, kochany, opanowany, wrażliwy, oddany. Jest przystojny :D
Status: Wolny, zakochany w Mels
Rodzaj: Demon
Znaki szczególne: Pieprzyk nad górną wargą, dodający uroku ;)


Imię: Milicent (nie cierpi tego imienia, dlatego nazywa się ją Milly)
Nazwisko: Williams
Wiek: 17 lat
Wzrost: 1,76 m 
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Zielonobrązowe
Cera: Śniada
Sylwetka: Szczupła, wysportowana
Cechy charakteru: Pyskata, bystra, dowcipna, kłótliwa, czasem lekkomyślna i wredna, pewna siebie – nawet za bardzo, pełna życia, stuknięta optymistka
Status: Wolna, czuje coś do Josh'a
Rodzaj: Człowiek
Znaki szczególne: Dwa kolczyki w prawej brwi


Imię: Jason
Nazwisko: Shane
Wiek: 18 lat
Wzrost: 1,84 m
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Niebieskie
Cera: Oliwkowa
Sylwetka: Szczupły, umięśniony
Cechy charakteru: Odpowiedzialny, sprytny, błyskotliwy, spostrzegawczy, opanowany, stanowczy, odważny, szarmancki, przystojny, dobry, ambitny
Status: Chłopak Angelique
Rodzaj: Werewolf (tak jakoś lubię tą nazwę po angielsku)
Znaki szczególne: Długa blizna na prawym boku


Imię: Angelique
Nazwisko: Bonnet
Wiek: 16 lat
Wzrost: 1,75 m
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Złotobrązowe
Cera: Oliwkowa
Sylwetka: Szczupła
Cechy charakteru: Miła, wybuchowa, stawia na swoim, czasem uparta, odpowiedzialna, zaradna, pełna życia, śmiała, przyjacielska, uparta, oddana, inteligentna, sprytna, spokojna, czasem szczera do bólu, uczciwa
Status: Dziewczyna Jason'a
Rodzaj: Czlowiek
Znaki szczególne: Tatuaż w kształcie koniczyny czterolistnej, na zewnętrznej stronie małego palca


Imię: Nathalie
Nazwisko: Walker
Wiek: 16 lat
Wzrost: 1,73 m
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Kasztanowe
Cera: Blada
Sylwetka: Szczupła
Cechy charakteru: Przyjacielska, błyskotliwa, bystra, ambitna, pełna życia, troszkę nieśmiała, potrafi być wybuchowa i pyskata, uczciwa i szczera
Status: Zajeta (nie powiem z kim jest :p)
Rodzaj: Człowiek
Znaki szczególne: Zawsze ma pomalowane na niebiesko paznokcie xd
Nathalie to chyba najbardziej pozytywna postać w opowiadaniu :D


No i ostatni nasz wspaniały Noah:



Imię: Noah
Nazwisko: McClayn
Wiek: 16 lat
Wzrost: 1,86 m
Kolor włosów: Blond z brązowymi pasemkami
Kolor oczu: Zielone
Cera: Śniada
Sylwetka: Szczupły, umięśniony
Cechy charakteru: Szczery, uczciwy, przyjacielski, odważny, oddany, troskliwy, uparciuch, zwariowany, szurnięty, wspaniałomyślny, bezinteresowny
Status: Wolny, a jkbc Noah jest homoseksualistą (proszę nie hejtować za to, ale darzę bardzo dużym szacunkiem osoby, które są homoseksualistami. Jestem tolerancyjna)
Rodzaj: Człowiek
Znaki szczególne: Ma pieprzyk pod okiem w kształcie przypominający serce :)


Jak mam być z wami szczera to moimi ulubionymi postaciami są: Milly, Josh i Noah :)


Do następnego kochani! :3



czwartek, 12 września 2013

Rozdział 5

Ohaio!

Trochę mnie tu nie było... Wiem, że jest późno, ale w końcu skończyłam pisać rozdział. Jest on najdłuższy ze wszystkich, gdyż według OpenOffica ma 3 strony :D Więc Komentujcie, Oceniajcie itd. Miłego czytania :)


Rozdział 5


Niewiedza...


Biegłam przed siebie, ocierając oczy z łez. Wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać, a co dopiero zawrócić…Nie mogłam, po prostu nie mogłam…Ostatnie co pamiętam to krzyk Jason’a, abym uciekała, nie chciałam…nie chciałam go zostawić samego, a co dopiero rannego z „nią”. Tak, zjawą czy może koszmarem mojego snu. Znalazła i zaatakowała w najmniej spodziewanym momencie. Musieliśmy się rozdzielić, nie mieliśmy wyboru…nie mogła ścigać nas wszystkich naraz. Wiedziałam, że pójdzie za mną…nie wiem czemu, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Jedynym moim celem teraz było dotrzeć z powrotem do chatki.

Kilka godzin wcześniej…

- Jesteś pewien? – spytał już zdenerwowany Jason.
- Tak. Już niedaleko. – powiedział Noah.
- Mówiłeś to samo z godzinę temu…
- Tym razem jestem stuprocentowo pewny. Powinien być już za tym zakrętem. – wskazał zarośniętą drogę, niedaleko nas.
Jason gwałtownie skręcił w lewo, przy okazji przewracając wszystkie nasze bagaże o 360*.
- Cholera jasna! Jason! Uważaj trochę! - skarciła go Angi.
- Przepraszam...ale gdyby Noah powiedział to trochę wcześniej nie musiałbym reagować tak gwałtownie! - odpowiedział z wyrzutem.
- Nie zwalaj na mnie! To ty prowadzisz!
- Ale to ty trzymasz mapę!
- Ach! Nie dacie spać ludziom! Jason skupiłbyś się na prowadzeniu, a Noah z łaski swojej zamknij się! - wtrąciła, niezadowolona Milly.
Wszyscy nagle zamilkli. Jedyne co było słychać to dźwięk silnika obijający się o pozostałe części samochodu i śpiew ptaków dobiegający z wyższych partii lasu. Nie pozostało mi nic innego jak patrzeć przez okno na otaczający nas las. Wszystkie drzewa były ogromne, gdzieniegdzie widać było przeskakujące wiewiórki i siedzące na gałęziach różnokolorowe ptaki. Od zawsze kochałam las, była to dla mnie oaza spokoju w której mogłam pomyśleć i skupić się na ważnych dla mnie sprawach. W pewnym momencie widok zaczął mnie nudzić, a powieki stawały się coraz cięższe. Zapadłam w głęboki sen...


***

Poczułam mocne szarpnięcie za ramię, które wybudziło mnie ze snu. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam Ethan'a
- Co się dzieje?
- Już dojechaliśmy, śpiochu! - powiedział z uśmiechem po czym podał mi rękę, aby pomóc wstać.
Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa i nie pozwalało wstać z fotela. Byłam bardzo zmęczona, ale w końcu wyszłam z trudem z samochodu. Ku mojemu zdziwieniu domek, w którym mieliśmy nocleg, nie wyglądał tak źle jak myślałam. Widać było, że ściany były świeżo malowane jakimś specyfikiem na drewno, które sprawiało, że błyszczało w słońcu. Na werandzie stała duża wieloosobowa huśtawka. Po drugiej stronie znajdował się mały stolik z trzema plastikowymi krzesłami w odcieniu błękitu. Rośliny doniczkowe tylko dodawały uroku całemu miejscu. Widać było, że właściciel dbał o swoją własność.
- Facet mówił, że klucz znajdziemy pod jedną z doniczek – powiedziała Nat.
Milly podeszła do rośliny najbliżej drzwi, podniosła ją i wyciągnęła pęk kluczy. Dwa długie złotawe klucze i kilka małych srebrnych o różnorodnych kształtach.
- Podobno ten od drzwi to jeden ze złotych - powiedział Jason.
Nat wzięła klucze i włożyła do otworu jeden z dwóch. Nie pasował. Włożyła drugi i wtedy drzwi otworzyły się. Po kolei wszyscy weszliśmy do środka. Od zewnątrz dom nie wydawał się duży, lecz od wewnątrz był ogromny. Pomieszczenie było bardzo przestrzenne. W salonie stała duża skórzana sofa w kolorze jasnego brązu i dwa fotele. Naprzeciwko znajdował się przytulny kominek z wygrawerowanymi słowami Einstein'a „Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia.”
- Mądre słowa - powiedział Josh.
Nawet nie wiem kiedy znalazł się tak blisko mnie. Czułam jego oddech na gołym ramieniu. Odsunęłam się parę centymetrów w bok.
- Wiem...mój dziadek zawsze mi to powtarzał jak byłam mała - odpowiedziałam.
Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i odszedł. „ Dziwne...” - pomyślałam. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, moją uwagę szczególnie skupił samodzielnie zrobiony dyplom „ Dla najlepszego taty na świecie” podpisany przez Jane. Obok na komodzie stały zdjęcia mężczyzny wyglądającego na nie więcej niż trzydzieści pięć lat i małej dziewczynki. „To pewnie Jane...” - pomyślałam biorąc do ręki zdjęcie, na którym mężczyzna trzymał na rękach złotowłosą dziewczynkę, ubraną w zwiewną, różową sukienkę. Zdjęcia były z 1984 roku. Co następne zdjęcie, mężczyzna wyglądał coraz starzej, zaś mała się nie zmieniała, to tak jakby...jakby nie starzała się... Nagle ktoś objął mnie mocno w pasie i podniósł do góry. Zaczęłam nerwowo machać nogami.
- Aua! - krzyknął Ethan opuszczając mnie na ziemię.
Szybko odwróciłam się do niego na pięcie i złapałam za ręce.
- Jejku! Przepraszam! Dobrze wiesz, że mnie nie należy zachodzić od tyłu, staje się nerwowa i nie wiem o co chodzi! - powiedziałam z uśmiechem.
- No tak zapomniałem...
- Proszę cię spójrz na te zdjęcia. Czy nie wydaje ci się, że ta dziewczynka w ogóle nie starzała? - wskazałam palcem na zdjęcia położone na komodzie.
Ethan dokładnie przyjrzał się zdjęciom. Jego mina nie wskazywała na to, że jest na nich coś dziwnego.
- Nic nie widzę. Na każdym zdjęciu wydaje się coraz starsza, a tym bardziej na tym - pokazał mi zdjęcie na którym był ten sam mężczyzna ze złotowłosą dziewczyną, lecz obok nich stała jeszcze dwójka dzieci.
- Nic nie rozumiem...jeszcze przed chwila na każdym z tych zdjęć była mała dziewczynka, a teraz...ach!
- To na pewno przez zmęczenie, lepiej się połóż. Na górze są sypialnie, jeszcze nikt żadnej nie zajął więc będziesz pierwsza.
Uśmiechnął się i ujął dłońmi moją twarz po czym zbliżył się, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Odruchowo moje ręce złapały Ethan'a za biodra Tego mi brakowało po tych wszystkich wydarzeniach...miłości i bliskości z jego strony. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie, ale naprawdę byłam zmęczona. Delikatnie odsunęłam się od niego, aby spojrzeć mu w oczy. Jak zawsze jego niebieskie oczy były pełne życia i troski. Uśmiechnęłam się po czym powędrowałam po schodach na górę. Doszłam na sam koniec korytarza i otworzyłam drzwi po prawo. Pokój wydawał się duży. Stały tam dwa łóżka, jedna mała sofa, stary telewizor i duża drewniana szafa. Na ścianach wisiały przeróżne obrazy i fotografie rodzinne. Nie miałam siły ich wszystkich obejrzeć dokładnie, więc tylko rzuciłam na nie okiem i położyłam się na łóżku pod oknem. Gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, odleciałam w krainę snu.

***

Byłam w lesie. Nie wiem skąd się tam wzięłam. Miałam na sobie zwiewną, białą sukienkę. Moje nogi były bose. Czułam wszystko co miałam pod nimi. Nagle jakaś ciemna postać mignęła niedaleko mnie. Zaczęłam biec przed siebie. Znów coś mignęło po mojej prawej. Skręciłam w tę stronę, przy okazji przyśpieszając. Nagle to „coś” zatrzymało się jakieś 200 metrów przede mną. Podeszłam kilka kroków bliżej, aby lepiej się przyjrzeć. Istota stała jakby na czterech łapach, lecz nagle coś zaczęło się dziać. Zaczęła wstawać i zamiast zgarbionego czegoś w jej miejscu stanął człowiek. Mogłam jedynie stwierdzić, że był to wysoki mężczyzna o bladej cerze i czarnych jak smoła włosach. Moja ciekawość przerosła strach. Zaczęłam iść w jego kierunku. Gdy zaczął powoli odwracać się...przebudziłam się. Ktoś wszedł do mojego pokoju.

***

Przekręciłam się na drugi bok, aby zobaczyć kto wszedł do pokoju. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam Angi zbliżającą się do mnie. Zamknęłam z powrotem oczy.
- Co robisz?
- To ty nie śpisz?! - spytała ze zdziwieniem.
- Już nie. Obudziło mnie skrzypienie twoich butów, mam lekki sen - wyjaśniłam.
- Aha. Jason powiedział żeby cię obudzić, bo chcemy się przejść po lesie.
- Ok, tylko się trochę ogarnę i zejdę
- Dobrze. Czekamy - uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Pośpiesznie wstałam i poszłam do łazienki przebrać się w dresy i białą bluzkę na ramiączka z napisem „Smile”. Następnie zeszłam na dół. Wszyscy czekali tylko na mnie, bo oczywiście to ja zawsze się spóźniam. Poszliśmy trochę tą samą drogą co przyjechaliśmy, potem dopiero Noah poprowadził nas w dróżkę między drzewami. Znów czułam spokój i opanowanie, mogłam pomyśleć, tak jak to było gdy byłam młodsza. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Koło mnie nagle pojawił się Ethan. Spojrzałam na niego, a on się uśmiechnął i złapał mnie za rękę. Spletliśmy nasze dłonie. Ogarnęła mnie fala gorąca i bezpieczeństwa. Szliśmy tak kilka minut wsłuchując się w otoczenie, gdy w pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk na początku. Ktoś, chyba Josh krzyknął żebyśmy się szybko rozdzielili. Puściłam rękę Ethan'a i pobiegłam w prawo ile sił miałam w nogach. Nie wiedziałam czemu zaczęłam płakać. Po jakimś czasie potknęłam się o coś i runęłam na ziemię. Obolała, z trudem się odwróciłam i zobaczyłam leżącego Jason'a ze zmiażdżoną nogą.
- Melody? - spytał dysząc.
- Tak - odpowiedziałam po czym szybko podczołgałam się do niego.
- Posłuchaj mnie uważnie...- przerwał kaszląc - musisz wrócić do domku. Gdy tam dojdziesz zejdź do piwnicy...znajdziesz tam medalion przedstawiający płonącego wilka. Masz go stamtąd zabrać i uciec jak najdalej, nie zważaj na innych! Klucz jest w mojej prawej kieszeni. Reszty dowiesz się później...o mnie się nie martw wyjdę z tego, a teraz musisz uciekać! Jak najszybciej, słyszysz! Uciekaj! Teraz!
Nadal nie docierały do mnie słowa Jason'a. Szybko sięgnęłam po klucz i go wyjęłam. Wstałam i zaczęłam uciekać, nawet się nie oglądając na rannego przyjaciela. Jedyne o czym teraz myślałam to o medalionie.


Mam nadzieje, że się podobało, a ja zaczynam prace nad rozdziałem 6

Dobranoc :**

sobota, 7 września 2013

1000 :3

Heyo !

 

Przepraszam Was za moją nieobecność, ale szkoła - druga klasa gimnazjum, więcej pracy i w ogóle, Dziś wchodząc na bloga zauważyłam, że liczba wyświetleń to 1000, za co wam przeogromnie DZIĘKUJĘ !!!  To właśnie dzięki Wam on istnieje i to Wy dajecie mi powód do pisania kolejnych rozdziałów czy rysowania kolejnych rysunków,  po prostu Was uwielbiam :3 

 













Ja lece, jeszcze raz Wam bardzooo dziękuję!! Abyśmy dobili do końca tego roku do 2000! Komentujcie i polecajcie! A ja muszę zacząć prace nad rozdziałem 5 (myśle nad śmiercią kogoś ;)

Bye, bye :*