czwartek, 12 września 2013

Rozdział 5

Ohaio!

Trochę mnie tu nie było... Wiem, że jest późno, ale w końcu skończyłam pisać rozdział. Jest on najdłuższy ze wszystkich, gdyż według OpenOffica ma 3 strony :D Więc Komentujcie, Oceniajcie itd. Miłego czytania :)


Rozdział 5


Niewiedza...


Biegłam przed siebie, ocierając oczy z łez. Wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać, a co dopiero zawrócić…Nie mogłam, po prostu nie mogłam…Ostatnie co pamiętam to krzyk Jason’a, abym uciekała, nie chciałam…nie chciałam go zostawić samego, a co dopiero rannego z „nią”. Tak, zjawą czy może koszmarem mojego snu. Znalazła i zaatakowała w najmniej spodziewanym momencie. Musieliśmy się rozdzielić, nie mieliśmy wyboru…nie mogła ścigać nas wszystkich naraz. Wiedziałam, że pójdzie za mną…nie wiem czemu, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Jedynym moim celem teraz było dotrzeć z powrotem do chatki.

Kilka godzin wcześniej…

- Jesteś pewien? – spytał już zdenerwowany Jason.
- Tak. Już niedaleko. – powiedział Noah.
- Mówiłeś to samo z godzinę temu…
- Tym razem jestem stuprocentowo pewny. Powinien być już za tym zakrętem. – wskazał zarośniętą drogę, niedaleko nas.
Jason gwałtownie skręcił w lewo, przy okazji przewracając wszystkie nasze bagaże o 360*.
- Cholera jasna! Jason! Uważaj trochę! - skarciła go Angi.
- Przepraszam...ale gdyby Noah powiedział to trochę wcześniej nie musiałbym reagować tak gwałtownie! - odpowiedział z wyrzutem.
- Nie zwalaj na mnie! To ty prowadzisz!
- Ale to ty trzymasz mapę!
- Ach! Nie dacie spać ludziom! Jason skupiłbyś się na prowadzeniu, a Noah z łaski swojej zamknij się! - wtrąciła, niezadowolona Milly.
Wszyscy nagle zamilkli. Jedyne co było słychać to dźwięk silnika obijający się o pozostałe części samochodu i śpiew ptaków dobiegający z wyższych partii lasu. Nie pozostało mi nic innego jak patrzeć przez okno na otaczający nas las. Wszystkie drzewa były ogromne, gdzieniegdzie widać było przeskakujące wiewiórki i siedzące na gałęziach różnokolorowe ptaki. Od zawsze kochałam las, była to dla mnie oaza spokoju w której mogłam pomyśleć i skupić się na ważnych dla mnie sprawach. W pewnym momencie widok zaczął mnie nudzić, a powieki stawały się coraz cięższe. Zapadłam w głęboki sen...


***

Poczułam mocne szarpnięcie za ramię, które wybudziło mnie ze snu. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam Ethan'a
- Co się dzieje?
- Już dojechaliśmy, śpiochu! - powiedział z uśmiechem po czym podał mi rękę, aby pomóc wstać.
Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa i nie pozwalało wstać z fotela. Byłam bardzo zmęczona, ale w końcu wyszłam z trudem z samochodu. Ku mojemu zdziwieniu domek, w którym mieliśmy nocleg, nie wyglądał tak źle jak myślałam. Widać było, że ściany były świeżo malowane jakimś specyfikiem na drewno, które sprawiało, że błyszczało w słońcu. Na werandzie stała duża wieloosobowa huśtawka. Po drugiej stronie znajdował się mały stolik z trzema plastikowymi krzesłami w odcieniu błękitu. Rośliny doniczkowe tylko dodawały uroku całemu miejscu. Widać było, że właściciel dbał o swoją własność.
- Facet mówił, że klucz znajdziemy pod jedną z doniczek – powiedziała Nat.
Milly podeszła do rośliny najbliżej drzwi, podniosła ją i wyciągnęła pęk kluczy. Dwa długie złotawe klucze i kilka małych srebrnych o różnorodnych kształtach.
- Podobno ten od drzwi to jeden ze złotych - powiedział Jason.
Nat wzięła klucze i włożyła do otworu jeden z dwóch. Nie pasował. Włożyła drugi i wtedy drzwi otworzyły się. Po kolei wszyscy weszliśmy do środka. Od zewnątrz dom nie wydawał się duży, lecz od wewnątrz był ogromny. Pomieszczenie było bardzo przestrzenne. W salonie stała duża skórzana sofa w kolorze jasnego brązu i dwa fotele. Naprzeciwko znajdował się przytulny kominek z wygrawerowanymi słowami Einstein'a „Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia.”
- Mądre słowa - powiedział Josh.
Nawet nie wiem kiedy znalazł się tak blisko mnie. Czułam jego oddech na gołym ramieniu. Odsunęłam się parę centymetrów w bok.
- Wiem...mój dziadek zawsze mi to powtarzał jak byłam mała - odpowiedziałam.
Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i odszedł. „ Dziwne...” - pomyślałam. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, moją uwagę szczególnie skupił samodzielnie zrobiony dyplom „ Dla najlepszego taty na świecie” podpisany przez Jane. Obok na komodzie stały zdjęcia mężczyzny wyglądającego na nie więcej niż trzydzieści pięć lat i małej dziewczynki. „To pewnie Jane...” - pomyślałam biorąc do ręki zdjęcie, na którym mężczyzna trzymał na rękach złotowłosą dziewczynkę, ubraną w zwiewną, różową sukienkę. Zdjęcia były z 1984 roku. Co następne zdjęcie, mężczyzna wyglądał coraz starzej, zaś mała się nie zmieniała, to tak jakby...jakby nie starzała się... Nagle ktoś objął mnie mocno w pasie i podniósł do góry. Zaczęłam nerwowo machać nogami.
- Aua! - krzyknął Ethan opuszczając mnie na ziemię.
Szybko odwróciłam się do niego na pięcie i złapałam za ręce.
- Jejku! Przepraszam! Dobrze wiesz, że mnie nie należy zachodzić od tyłu, staje się nerwowa i nie wiem o co chodzi! - powiedziałam z uśmiechem.
- No tak zapomniałem...
- Proszę cię spójrz na te zdjęcia. Czy nie wydaje ci się, że ta dziewczynka w ogóle nie starzała? - wskazałam palcem na zdjęcia położone na komodzie.
Ethan dokładnie przyjrzał się zdjęciom. Jego mina nie wskazywała na to, że jest na nich coś dziwnego.
- Nic nie widzę. Na każdym zdjęciu wydaje się coraz starsza, a tym bardziej na tym - pokazał mi zdjęcie na którym był ten sam mężczyzna ze złotowłosą dziewczyną, lecz obok nich stała jeszcze dwójka dzieci.
- Nic nie rozumiem...jeszcze przed chwila na każdym z tych zdjęć była mała dziewczynka, a teraz...ach!
- To na pewno przez zmęczenie, lepiej się połóż. Na górze są sypialnie, jeszcze nikt żadnej nie zajął więc będziesz pierwsza.
Uśmiechnął się i ujął dłońmi moją twarz po czym zbliżył się, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Odruchowo moje ręce złapały Ethan'a za biodra Tego mi brakowało po tych wszystkich wydarzeniach...miłości i bliskości z jego strony. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie, ale naprawdę byłam zmęczona. Delikatnie odsunęłam się od niego, aby spojrzeć mu w oczy. Jak zawsze jego niebieskie oczy były pełne życia i troski. Uśmiechnęłam się po czym powędrowałam po schodach na górę. Doszłam na sam koniec korytarza i otworzyłam drzwi po prawo. Pokój wydawał się duży. Stały tam dwa łóżka, jedna mała sofa, stary telewizor i duża drewniana szafa. Na ścianach wisiały przeróżne obrazy i fotografie rodzinne. Nie miałam siły ich wszystkich obejrzeć dokładnie, więc tylko rzuciłam na nie okiem i położyłam się na łóżku pod oknem. Gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, odleciałam w krainę snu.

***

Byłam w lesie. Nie wiem skąd się tam wzięłam. Miałam na sobie zwiewną, białą sukienkę. Moje nogi były bose. Czułam wszystko co miałam pod nimi. Nagle jakaś ciemna postać mignęła niedaleko mnie. Zaczęłam biec przed siebie. Znów coś mignęło po mojej prawej. Skręciłam w tę stronę, przy okazji przyśpieszając. Nagle to „coś” zatrzymało się jakieś 200 metrów przede mną. Podeszłam kilka kroków bliżej, aby lepiej się przyjrzeć. Istota stała jakby na czterech łapach, lecz nagle coś zaczęło się dziać. Zaczęła wstawać i zamiast zgarbionego czegoś w jej miejscu stanął człowiek. Mogłam jedynie stwierdzić, że był to wysoki mężczyzna o bladej cerze i czarnych jak smoła włosach. Moja ciekawość przerosła strach. Zaczęłam iść w jego kierunku. Gdy zaczął powoli odwracać się...przebudziłam się. Ktoś wszedł do mojego pokoju.

***

Przekręciłam się na drugi bok, aby zobaczyć kto wszedł do pokoju. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam Angi zbliżającą się do mnie. Zamknęłam z powrotem oczy.
- Co robisz?
- To ty nie śpisz?! - spytała ze zdziwieniem.
- Już nie. Obudziło mnie skrzypienie twoich butów, mam lekki sen - wyjaśniłam.
- Aha. Jason powiedział żeby cię obudzić, bo chcemy się przejść po lesie.
- Ok, tylko się trochę ogarnę i zejdę
- Dobrze. Czekamy - uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Pośpiesznie wstałam i poszłam do łazienki przebrać się w dresy i białą bluzkę na ramiączka z napisem „Smile”. Następnie zeszłam na dół. Wszyscy czekali tylko na mnie, bo oczywiście to ja zawsze się spóźniam. Poszliśmy trochę tą samą drogą co przyjechaliśmy, potem dopiero Noah poprowadził nas w dróżkę między drzewami. Znów czułam spokój i opanowanie, mogłam pomyśleć, tak jak to było gdy byłam młodsza. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Koło mnie nagle pojawił się Ethan. Spojrzałam na niego, a on się uśmiechnął i złapał mnie za rękę. Spletliśmy nasze dłonie. Ogarnęła mnie fala gorąca i bezpieczeństwa. Szliśmy tak kilka minut wsłuchując się w otoczenie, gdy w pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk na początku. Ktoś, chyba Josh krzyknął żebyśmy się szybko rozdzielili. Puściłam rękę Ethan'a i pobiegłam w prawo ile sił miałam w nogach. Nie wiedziałam czemu zaczęłam płakać. Po jakimś czasie potknęłam się o coś i runęłam na ziemię. Obolała, z trudem się odwróciłam i zobaczyłam leżącego Jason'a ze zmiażdżoną nogą.
- Melody? - spytał dysząc.
- Tak - odpowiedziałam po czym szybko podczołgałam się do niego.
- Posłuchaj mnie uważnie...- przerwał kaszląc - musisz wrócić do domku. Gdy tam dojdziesz zejdź do piwnicy...znajdziesz tam medalion przedstawiający płonącego wilka. Masz go stamtąd zabrać i uciec jak najdalej, nie zważaj na innych! Klucz jest w mojej prawej kieszeni. Reszty dowiesz się później...o mnie się nie martw wyjdę z tego, a teraz musisz uciekać! Jak najszybciej, słyszysz! Uciekaj! Teraz!
Nadal nie docierały do mnie słowa Jason'a. Szybko sięgnęłam po klucz i go wyjęłam. Wstałam i zaczęłam uciekać, nawet się nie oglądając na rannego przyjaciela. Jedyne o czym teraz myślałam to o medalionie.


Mam nadzieje, że się podobało, a ja zaczynam prace nad rozdziałem 6

Dobranoc :**

2 komentarze:

  1. super, super, super <3 życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne, coraz bardziej ciekawe <3 i tak jak Margaret weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń