Hej!
Wpadam dosłownie na chwilkę wrzucić rozdział, bo zaraz lece spać. Pojawiają się w nim nowe postacie. Łapcie rozdzialik: (matko ja dziś już nie kontaktuje xD).
Rozdział 6
Spotkanie
- Gdzie to było? - mamrotałam pod
nosem – biegam po tym lesie od godziny...gdzie się podział ten
domek do cholery!
Przedzierałam się przez coraz to
większe gęstwiny, aż nagle usłyszałam łamiące się gałązki
pod czyimiś krokami niedaleko mnie. Odwróciłam się gwałtownie i
wyciągnęłam scyzoryk, który wcześniej schowałam do kieszeni.
Zobaczyłam wysokiego bruneta z szarą przepaską na czole. Nie
powiem, był przystojny. Koszulka opinała jego ciało, że widać
było wszystkie mięśnie. Jego niebieskie oczy patrzyły prosto na
wyciągniętą przeze mnie „broń” - jeśli można tak to
nazwać...
- Ej! Spokojnie! - krzyknął
nieznajomy – uważaj z tym nożykiem!
- Kim jesteś? I skąd się tu wziąłeś?
– odpowiedziałam nadal trzymając scyzoryk przed sobą.
- Cóż...może opuścisz to i
porozmawiamy normalnie?
- Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś
jakimś gwałcicielem, szukającym zagubionych nastolatek w lesie?
- Po pierwsze: nie mam złych intencji,
a po drugie: przyszedłem pomóc
- Jak ty możesz mi niby pomóc?
- Jestem przyjacielem Jason'a. Znasz
go, prawda?
Pokiwałam twierdząco głową i
ostrożnie schowałam scyzoryk do kieszeni z której go wcześniej
wyjęłam.
- Znam Jason'a. To chłopak mojej
przyjaciółki.
- Wiem. Nazywam się Uriah –
wyciągnął do mnie dłoń na przywitanie.
Nieufnie podałam mu dłoń, a on
energicznie nią wstrząsną, uśmiechając się przy tym szeroko.
Nie wiem czemu poczułam falę ciepła przebiegającą przez moje
ciało. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jason mówił coś o medalionie z
wilkiem. Wiesz o co mu chodziło?
- Tak jest to ważny talizman, ale nie
martw się już o to. Gdy ty błąkałaś się po lesie, moja grupa
znalazła Jason'a i poszła do waszego domku. Powinni już tam być,
więc sądzę, że my też powinniśmy już tam iść.
Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć,
gdy Uriah złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Szliśmy
wąską ścieżką między drzewami. Wdychałam, świeże powietrze i
nasłuchiwałam dźwięków otoczenia. Nagle pomiędzy drzewami
pojawiła się młoda kobieta. Miała piegowatą twarz, lecz to tylko
dodawało jej uroku. Czarne włosy opadały jej na ramiona. Nie była
wysoka, może kilka centymetrów wyższa ode mnie. Spoglądała to na
mnie to na Uriah'a. W końcu jej wzrok zatrzymał się na chłopaku.
Uśmiechnęła się.
- Dawno się nie widzieliśmy Uri.
Miała łagodny, troszkę zachrypnięty
głos. Nie wiem czemu wydał mi się znajomy.
- Davina – słychać było napięcie
w jego głosie. Musieli się znać
- Widzę, że Hayley już wie –
oderwała na chwilę wzrok od niego i spojrzała się na mnie.
Poczułam dreszcz, biegnący przez całe
ciało. Już wiem skąd znałam ten głos. To była ona. Zjawa, lecz
teraz jakby w ludzkiej postaci.
- Znam cię – powiedziałam.
- Czym się zdradziłam? - uśmiechnęła
się i zaczęła obkręcać włosy na palec.
- Twój głos. To ty...ty nią jesteś.
Zjawą – mój głos drżał z nerwów.
- Poprawka, demonem
- Czym? Demony nie istnieją!
- A zjawy tak? - zaśmiała się –
Będziesz bardziej zdziwiona jak spytasz Uri'ego czym on jest. A
może ci pokaże – spojrzała się na niego. Stał niewzruszony.
- Wiesz trochę nam się śpieszy, więc
pozwolisz, że już pójdziemy – wziął mnie za rękę i pociągnął
za sobą.
- Dobrze wiesz, że nie przyszłam na
pogaduszki – jej ton nie był już tak przyjazny - nie mogę jej
puścić. Alex kazał mi ją przyprowadzić, więc muszę wypełnić
polecenie.
W mgnieniu oka Davina przybrała swoja
demoniczną postać. Wyglądała inaczej, schludniej. Jej szata nie
była już podarta i zakrwawiona jak poprzednio. Jej postać nadal
wzbudzała przerażenie, ale mniejsze.
- Ach, czy zawsze nasze spotkanie musi
kończyć się walką? - spytał podirytowany Uriah.
- Widocznie tak – odpowiedziała,
głębszym i bardziej zachrypniętym tonem.
Chłopak puścił moją rękę i
spojrzał się na mnie.
- Zostań tu. Gdyby coś mi się stało,
pobiegnij jak najszybciej w prawo. Powinnaś trafić tą droga do
domku. Tam będziesz bezpieczna. Okej?
Spojrzałam mu prosto w oczy i
pokiwałam głową na zgodę. Popatrzył na mnie zupełnie jak Ethan,
wzrokiem pełnym życia i troski. Właśnie w tym momencie,
przypomniałam sobie o nim i o przyjaciołach. Co z nimi? Czy oni też
są bezpieczni w domku, czy może błąkają się po lesie, nie
wiedząc gdzie mają iść? Łzy zebrały mi się w oczach. Nie
mogłam się teraz rozpłakać, nie teraz.
Spojrzałam z powrotem na Uriah'a. W
jego miejscu stał teraz ogromny czarny wilk. Bił od niego
niesamowity blask. Był piękny. Odwrócił na chwilę głowę, aby
na mnie spojrzeć, po czym rzucił się na Davine. Chłopak rozciął
jej skórę na brzuchu pazurami. Krzyknęła z bólu, po czym
zrzuciła go z siebie tak, że obił plecami o niedalekie drzewo.
Powoli podnosił się, lecz demon był szybszy. Wbił mu paznokcie w
pierś po czym zaczął podnosić. W tym momencie wyglądał na
małego, przerażonego szczeniaka. Obiła go o to samo drzewo, w
które go wcześniej rzuciła. Z jego rany leciały strużki krwi. „I
on chciał, żebym stała bezczynnie i przyglądała się jak
umiera?!” - pomyślałam. Wyciągnęłam scyzoryk z kieszeni i
pobiegłam prosto na Davine. Była zbyt zajęta Uriahem, by mnie
zauważyć. Wbiłam jej nożyk w plecy. W tym momencie poczułam
jakby coś mnie opętało. Wyciągnęłam nóż i wbiłam go jeszcze
raz. Powtórzyłam to kilka razy, a zjawa krzyczała z bólu. W końcu
przestałam. Davina padła na ziemię, znów była człowiekiem. Z
ran na plecach leciała krew. Normalnie czułabym wyrzuty sumienia,
ale tak nie było. Szybko podbiegłam do Uriah'a, on także znów był
z powrotem normalny. Jego rana, wyglądała okropnie. Krew stała się
czarna.
- Mówiłem ci, abyś trzymała się z
tyłu - mówił głośno dysząc.
- Uratowałam ci życie! - krzyknęłam
- Poradziłbym sobie...
- Taaa...miotała tobą jak maskotką!
Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć ja umierasz na moich oczach!
- poczułam łzy spływające mi po policzku, a miałam nie płakać...
- Przepraszam... - powiedział
spokojniejszym tonem – po prostu, nie mogłem pozwolić, żeby cię
zabrała...to mój obowiązek, jako twojego opiekuna...
„Opiekuna?! O czym ten człowiek
gada?! - krzyknęłam w myślach – Nie jestem dzieckiem!” . Uriah
delikatnie wytarł łzy na moim policzku. Jego dłonie były ciepłe,
przyjemne. Modliłam się żeby się tylko nie zarumienić.
Oczywiście los nie był mi dziś przychylny...Chłopak tylko zaśmiał
się, po czym wstał i podał mi rękę. Nie chwyciłam jej. Jestem
na tyle duża, że potrafię sama wstać...
- Twoja rana – zdziwiłam się –
zniknęła...
- O! Szybciej niż ostatnio...
- Przecież to nie możliwe, żeby tak
poważna rana tak szybko się zagoiła! - krzyknęłam z
niedowierzaniem.
- Melody, nie jestem normalnym
człowiekiem... - powiedział zrezygnowany.
- Wiem, ale...jak? Tak w ogóle to czym
ty jesteś?
- Wilkołakiem – powiedział
puszczając do mnie oko.
- Aha...okej...
- Jak wrócimy do Wioski, Hayley ci
wszystko wytłumaczy. Nie martw się, a teraz ruszajmy.
- A Davina? - wskazałam na leżące na
ziemi ciało.
- Zregeneruje się – powiedział
obojętnie – chodź już.
Skręciliśmy w ścieżkę po prawo,
która według Uriah'a prowadziła do domku. „Oby miał lepszą
orientację niż Noah” - pomyślałam. Szybko poczułam tęsknotę
za przyjaciółmi. Znów powstrzymałam łzy. Czemu tak często chce
mi się płakać? Nie szliśmy zbyt długo. Może jakieś 10 minut.
Gdy przeszliśmy przez ostatnie drzewa, znów zobaczyłam domek w
którym się zatrzymaliśmy. Plastikowe krzesła były zajęte przez
dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach. Jeden z nich w czarnych
okularach spojrzał się w naszą stronę.
- Gdzie Chris?! - krzyknął do nich
Uriah
- Na górze w pierwszym pokoju po lewo.
Zajmuje się Jason'em. - odpowiedział i spojrzał się na moją
zakrwawioną koszulkę – Były problemy?
- Drobne, ale to już nie ważne
Weszliśmy do środka mijając
mężczyzn. Obaj przyglądali mi się z ciekawością...Wchodziłam
za chłopakiem po schodach. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami
pierwszego pokoju po lewo. Uriah mocno w nie zapukał.
- Proszę – usłyszałam łagodny,
ale jednocześnie głęboki męski głos.
Chłopak otworzył drzwi przepuszczając
mnie pierwszą. Na jednym z łóżek leżał Jason. Miał zamknięte
powieki, więc musiał spać. Na zaś drugim siedział mężczyzna w
białej marynarce. Spojrzał się w naszą stronę z uśmiechem.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego przepaska na prawym oku. Kolor jego paczałek jest nienaturalny, gdyż jest czerwony. Kilka kosmyków
jego ciemnych włosów opadały na czoło. Wstał, poruszał się z
gracją i elegancją.
- Melody to jest... - zaczął Uriah.
- Christopher – przerwał mu
mężczyzna – lub Chris, jak wolisz...
Podszedł do mnie i złapał mnie za
rękę po czym pocałował jej wierzch. Uśmiechnęłam się.
- Miło mi, Melody – odpowiedziałam.
- Wiemy kim jesteś – powiedział
szybko Chris – jeśli chodzi o Jason'a to wszystko z nim w
porządku. Zregenerował się już, a teraz odpoczywa. Nie powinniśmy
mu przeszkadzać w drzemce, więc sugeruję, że powinniśmy zejść
na dół, aby dokończyć naszą konwersację. Idźcie ja zaraz do
was dołączę.
Uriah kiwną głową na zgodę, po czym
wyszliśmy z pokoju. Ruszyliśmy w stronę schodów.
- Nie chce być nie miła, ale Chris
jest straasznie poważny
- Zawsze taki był. Jest najstarszy z
nas wszystkich i najbardziej doświadczony. Nie zastanowił cię jego
kolor oczu?
- Tak, jest inny. Nigdy nie widziałam
żeby ktoś miał czerwone oczy.
- Christopher jest tak jakby naszym
głównym dowodzącym. U wilkołaków istnieją trzy rangi: Alfy,
Bety i Omegi. Omegi to wilki bez watahy, działające i polujące
indywidualnie, jest to ryzykowny wybór. Bety, czyli takie wilki jak
ja czy Jason, tworzą stado,pomagają sobie nawzajem, ale czym jest
stado bez przywódcy? I tutaj dochodzimy do tematu Alfy. Alfy to
przywódcy, oni rządzą, ich trzeba się słuchać i podporządkować. Wyróżnia je ich specyficzny kolor oczu, czyli czerwony. To właśnie Alfą jest Chris. Jest naszym szefem, mentorem.
- Skomplikowane...
Gdy doszliśmy do salonu, usiedliśmy
na kanapie czekając na Christopher'a. Po kilku minutach czekania, w końcu pojawił się na schodach. Szybko zszedł i zajął miejsce na
fotelu, stojącym naprzeciwko nas. Założył nogę na nogę i
zaczął:
- Melody, zapewne chcesz wiedzieć o co
w tym wszystkim chodzi. Z chęcią bym ci to wytłumaczył, lecz to
jest zadanie Hay. Ja tu przyjechałem tylko po to aby
przetransportować ciebie i Jason'a bezpiecznie do Wioski. Będziemy
wyjeżdżać jutro nad ranem, więc twoim zadaniem na dzisiaj jest
wypocząć – uśmiechnął się serdecznie – Uriah ciebie też
się to tyczy, wykonałeś dziś swój obowiązek opiekuna prawie
przepłacając za to życiem.
Wstał i dodał:
- A i Uri, pamiętaj, że dziś jest
pełnia. Umiesz nad tym panować więc nie muszę się o ciebie martwić, ale moim obowiązkiem jest wam o tym przypominać.
Wszedł z powrotem po schodach na górę.
Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, wstałam i zaczęłam
nerwowo chodzić po pokoju.
- Uspokój się... - rzekł zmęczonym
tonem chłopak.
- Jak?! Mam jechać niby do jakiejś
Wioski?! Co to w ogóle jest?! I o co chodzi z tym opiekunem?! I kim
jest ta cała Hayley?! - wykrzykiwałam pytania, coraz to bardziej
nerwowo przechadzając się po pokoju.
Uriah, który przed chwilą leżał
rozciągnięty na kanapie. Wstał i złapał mnie za ramiona, żeby
mnie zatrzymać. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Widać było, że jest
zmęczony. Miał delikatne wory pod oczami i przekrwione białki
oczne. Mimo tego nadal był przystojny.
- Uspokój się. Okej? Hayley to tak
jakby nasza przywódczyni, to ona jest najważniejsza. Jej rozkazy
musi wykonywać Chris i inne Alfy, czy demony.
- Czekaj, czekaj...demony?? To w tej
całej wiosce tez są demony?
- To bardziej skomplikowane...są i
dobre demony i złe. W Wiosce są dobre. W Mieście są złe.
Słyszałaś jak Davina mówiła o Alex'ie?
- Tak, mówiła, że dostała rozkazy i
musi je wypełnić. Ale kim jest ten Alex?
- Alexander jest przywódcą złych.
- Alexander jest przywódcą złych.
- A co z tym opiekunem?
- Sam się w tym jeszcze nie połapałem,
więc na odpowiedź na to pytanie musisz poczekać na spotkanie z
przywódczynią, a teraz proszę, chodźmy do pokojów, bo jestem
padnięty – zaproponował.
- Chwila jeszcze jedno. Co z moimi przyjaciółmi?
- Powiesz jutro o tym Chrisowi, a on wyśle ludzi na poszukiwania, zgoda?
- Chwila jeszcze jedno. Co z moimi przyjaciółmi?
- Powiesz jutro o tym Chrisowi, a on wyśle ludzi na poszukiwania, zgoda?
- Yhym
Weszliśmy na górę. Zajęłam mój
pokój, który kilka godzin temu sobie „zaklepałam”.
Uriah zajął pokój naprzeciwko.
- No to dobranoc – powiedział z
uśmiechem zanim jeszcze weszliśmy do pokojów
- Dobranoc, dziwnie jest to mówić w
południe...
Nie odpowiedział nic, tylko zaśmiał
się. Weszłam do pokoju. Rzeczy, które wcześniej rozpakowałam do
szafek, ktoś z powrotem spakował do walizki. Podeszłam do łóżka
i położyłam się. Gdy moja głowa zetknęła się z poduszką od
razu odleciałam w krainę snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz