niedziela, 29 grudnia 2013

Thank You!

Hejka!


Tak sobie dzisiaj weszłam na bloga i patrzę, a tu już ponad 3000 wyświetleń! Jesteście wspaniali, pamiętam jeszcze, że gdy świętowałam 2000 wyświetleń napisałam, że fajnie by było gdybym dobiła do 3000 do końca roku i co udało się! :) Wiem, że dla was to nic, ale dla mnie jako początkującej blogerki to jest COŚ. Bardzo wam dziękuję za to, że jesteście i odwiedzacie mojego bloga. Spokojnie mogę powiedzieć, że was kocham! <3



Nie wiem czy jeszcze wejdę przed Sylwkiem, więc życzę wam szampańskiej zabawy i szczęśliwego 2014 roku!! :)
Dobranoc!

Rozdział 10

Witajcie :)


Mam nadzieję, że nie zapomnieliście jeszcze o moim drugim opowiadaniu :) Miałam plan, że poczekam z napisaniem rozdziału 10 Przeklętej, aż do rozkręcenia się Igrzysk. Uznałam, że już jako tako akcja trwa w historii Natashy, to wstawiam rozdział 10 przygód Melody :) Zapraszam do przeczytania i komentowania.


Rozdział 10


Wyszłam z domu starannie zamykając drzwi. Gdzie on  może być ?- pomyślałam – Nie mógł pójść daleko. Skończyłam przemyślenia i udałam się w kierunku Wodnych przez Teren Powietrza. Droga wydawała się krótsza niż wcześniej. Szybko przeszłam przez ich Teren i znalazłam się w Alei. Znów mogłam podziwiać wycięte w różne kształty żywopłoty. Znów zatrzymałam się przy portrecie, który wydał mi się znajomy. To  musi być ona…moja matka. Położyłam rękę na jej liściastym policzku.
- Dlaczego nic mi nie powiedziała? – mruknęłam pod nosem.
Stałam jak wryta  i sprawdzałam czy przypadkiem nie popadam w paranoję, lecz im dokładniej przyglądałam się  twarzy, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to portret mojej matki. Postanowiłam już dłużej tak nie stać . Cofnęłam rękę i poszłam dalej. Tuż po przekroczeniu granicy Terenu zaczęłam rozglądać się za Urim. Nie widziałam go, więc udałam się dalej w kierunku domków, mijając zatłoczone jezioro.  Nigdzie go nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nagle ktoś puknął mnie palcem w plecy.
- Szukasz kogoś? Może uda mi się jakoś pomóc – usłyszałam spokojny kobiecy głos wskazujący, na to że mój rozmówca jest osobą starszą, dużo starszą.
Szybko odwróciłam się i stanęłam oko w oko, z ok. 80 letnią kobietą. Długie, siwe włosy podkreślały jej łagodne rysy twarzy, które wydawały mi się znajome. Sięgała mi wzrostem do połowy czoła, a jej ubiór wyglądał jakby dopiero co wróciła z pola. Za szerokie spodnie na szelkach przesadnie odstawały przy jej talii, a nogawki były niezgrabnie włożone do zielonkawożółtych kaloszy. Szara koszulka dopełniła jej strój ‘’worka  na ziemniaki’’. Nagle kobieta uśmiechnęła się szeroko, a z jej oczu można było wyczytać niedowierzanie.
- O  mój Boże! Melody! Jak ty wyrosłaś! – krzyknęła po czym złapała mnie za nadgarstki.
- Ekm…kim pani jest?? – spytałam, próbując oswobodzić ręce z jej uścisku, nieskutecznie…
- Oh…nie pamiętasz mnie…jestem twoją babcią. To po mnie rzekomo twoja matka odziedziczyła dom w San Diego.
- Co?! Ale, przecież ty…nie żyjesz! Jak to możliwe?
- Cóż…może wejdziemy do środka – wskazała domek obok – porozmawiamy na spokojnie.
- Dobrze.
Weszłyśmy do domku. Wyglądał inaczej niż mój, był urządzony bardziej w starodawnym, babcinym stylu. Usiadłam na jednej z brązowych, skórzanych kanap przy kominku.
- Może chcesz herbaty? - spytała..
- Oh nie, nie trzeba - odpowiedziałam.
Kobieta usiadła obok mnie w fotelu. Przyglądała mi się z dokładnością, jakby chciała sprawdzić, czy to rzeczywiście ja.
- Więc od czego chciałabyś zacząć - przerwała milczenie.
- Najlepiej od samego początku...dlaczego upozorowałaś swoją śmierć, co moi rodzice mają wspólnego z demonami?! - powiedziałam zdenerwowana.
- Głównym powodem upozorowania mojej śmierci był Alexander – na jej słowa osłupiałam, lecz ona ciągnęła dalej – na pewno słyszałaś już  o nim i jego prawej ręce Davinie. Miałam z nimi drobne problemy przez które nie mogłam już żyć poza Wioską. Dlatego upozorowałam swoją śmierć  i z powrotem się tu przeniosłam. Twoi rodzice wiedzieli...
- Wiedzieli?! I nic mi o tym nie powiedzieli?! - przerwałam jej.
- Nie chcieli cie wciągać do świata demonów, chcieli cie najzwyczajniej przed nim chronić. - przerwała na moment, aby zobaczyć moją reakcję. Byłam spokojna, więc ciągnęła dalej – Wiedziałam, że i tak prędzej, czy później dowiesz się kim są...kim ty sama jesteś...
- Co? To znaczy, że...
- Tak Melody, jesteś demonem...lecz nie jesteś normalna jak ja, czy Hayley. Jesteś curse, przeklętą, demonem, który gdy tylko osiągnie pełnoletność musi wybrać czy chce zostać  dobrym, czy złym demonem. Taki demon ma większą moc od pozostałych. Dlatego Alexander chce cie mieć po swojej stronie.
- Gdy osiągnę pełnoletność? Czyli to za półtora miesiąca!
- Wtedy będziesz musiała wybrać... - odpowiedziała babcia ze spokojem – masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak...czy moja matka była kiedyś przewodniczącą? - spytałam.
- Tak, rozumiem, że widziałaś jej portret w  Alei. Twoja matka była przewodniczącą, lecz została wygnana... - posmutniała – Zakochała się w jednym z Miasta...twoim ojcu. To dlatego musisz wybierać strony. Nie zdarza się to zbyt często, nawet powiedziałabym, że  jesteś trzecim takim przypadkiem w całej historii...
- Trzecim? Co stało się z pozostałymi? Co wybrali? - spytałam babcię.
- Wybrali...Miasto. Oba przypadki przez czas przed wybraniem byli u nas, szkolili się, podobało im się tu, lecz w dzień wyboru...wybierali inną stronę – powiedziała.
- Aha – spojrzałam na zegar. Była 12:27, musiałam odszukać Uriah'a – Dziękuję, że mi wszystko wyjaśniłaś, ale muszę już iść – wstałam – mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
-Też mam taką nadzieję – uśmiechnęła się i otworzyła mi drzwi – uważaj na siebie Melody.
Kiwnęłam tylko głową na zgodę i wyszłam. Udałam się w stronę jeziora, gdy ktoś szybko podbiegł i przerzucił mnie przez swoje ramię. Uriah.
- Co ty wyprawiasz idioto?! - krzyknęłam.
- Szłaś tak spokojnie, że nie mogłem się oprzeć –  zaśmiał się.
- Szukałam cię – zaczęłam – chciałam z tobą porozmawiać.
- O czym? - spytał stawiając mnie na ziemi już w Alei.
- Chciałam ci powiedzieć, że... mam chłopaka – uniósł brwi - miałam, już sama nie wiem...wczoraj dowiedziałam się, że teoretycznie może nie żyć....
Nastała cisza, nikt nie wiedział co ma powiedzieć. Patrzyłam na chłopaka, który widocznie przetwarzał w myślach moje słowa. Moje serce zaczęła bić coraz szybciej, jakby przeczuwało katastrofę. Nagle Uriah  odezwał się:
- Rozumiem, że te ostatnie dni, to co wydarzyło się przy wodospadzie było dla ciebie tylko zabawą? - spytał, w jego oczach widać było rozczarowanie – Byłem dla ciebie tylko pocieszeniem, awaryjnym chłopakiem, gdyby się okazało, że twój obecny jednak nie żyje! - krzyknął.
- To nie tak! - odkrzyknęłam – Ja...
- Ty... - stanął twarzą  w twarz ze mną  i spojrzał mi prosto w oczy – zakochałem się w tobie, myślałem, że jesteś wyjątkowa, inna....widocznie się myliłem – cofnął się  i odszedł.
Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Poczułam ucisk w sercu jakby jakaś jego część  oderwała się od reszty i odeszła. Uriah miał rację, bawiłam się jego uczuciami, traktowałam go jak awaryjnego chłopaka... Łzy pociekły mi ciurkiem z oczu. Pobiegłam z powrotem do mojego domku. Przed drzwiami czekał Isaac. Zobacząc w jakim jestem stanie rozpostarł ramiona, aby mnie przytulić. Objęłam go i wtuliłam się w jego ramię.
- Co się stało? - spytał z troską.
- Powiedziałam Uriahowi o Ethanie i... - nie mogłam wykrztusić z siebie więcej.
- Przejdzie mu, dobrze, że byłaś z nim szczera... - uwolnił mnie z uścisku – a teraz idziemy na niedzielny obiad do Ognia – uśmiechnął się.
- No nie wiem, nie jestem w nastroju...
- Obiecałaś. Chodź idziemy – pociągnął mnie za sobą.
Gdy tylko weszliśmy do Terenu osłupiałam. Mnóstwo ludzi, demonów, wilkołaków siedziało na rozłożonych kocach, jedząc, pijąc i bawiąc się. Nie myślałam, że tak wybuchowe demony potrafią być w spólnym gronie i się nie pozabijać. Razem z Isaaciem podeszliśmy do koca zajętego przez dwie małe dziewczynki. Isaac usiadł obok jednej z nich i zmierzwił jej włosy. Mała zaśmiała się serdecznie i walnęła go w ramię.
- Siadaj – powiedziała do mnie rozradowany chłopak – to są moje siostry: Eliza – wskazał blondynkę w niebieskiej sukience, której przed chwila potargał włosy – a to Cleo – pokazał na brunetkę w jeansowych rybaczkach i żółtej koszulce.
- Hej! - przywitały się dziewczynki.
- Cześć – zmusiłam się do uśmiechu i usiadłam pomiędzy Isaaciem i Cleo.
- Pójdę szybko do domku po koszyk. Zaraz wracam – wstał i odszedł.
- To ty jesteś curse?– spytała Eliza.
- Tak
- Jesteś ładna – powiedziała Cleo – masz narzeczonego?
- Narzeczonego? – zaśmiałam się – mam...miałam chłopaka, sama nie wiem...
Dziewczynki zauważyły, że stanowczo posmutniałam. Eliza zbliżyła się i przytuliła mnie swoimi krótkimi rączkami. Dołączyła do niej także Cleo. Poczułam się lepiej, małe potem wciągnęły mnie w rozmowę o Terenie, aż w końcu przyszedł Isaac z koszykiem i położył go na środku koca.
- Uprzedzam, że sam wszystko przygotowałem – pochwalił się.
- Nie zjem tego...- powiedziała Eliza.
- Ja też nie – dołączyła do niej siostra.
Obie sięgnęły do koszyka po trochę żywności i rzuciły w swojego brata.
- Co do chole...- krzyknął, ale przytaknęłam mu rękę do ust.
- Nie przy dzieciach – powiedziałam i także sięgnęłam po jedzenie i usmarowałam mu twarz.
- Sprytne...bardzo sprytne  - niespodziewanie oddał mi.
Nagle wszyscy zaczęli rzucać w siebie jedzeniem w ślad za nami. Po około godzinie, wszyscy byli brudni i mieli resztki żywności na ciele, ubraniu. Uznałam, że wrócę do domku i się odświeżę.
- Odprowadzę cię – zaproponował Isaac.
- Nie trzeba, bardziej przydasz się tutaj – odpowiedziałam
- Okey, do jutra. Miłej nocy – powiedział i zniknął w tłumie sprzątających
Szybko wróciłam do domku, zostawiając za sobą ślady żywności. Zamknęłam drzwi i weszłam po schodach na górne piętro. Zabrałam ze sobą piżamę i poszłam do łazienki się umyć. Pod koniec kąpieli usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko drapnęłam biały szlafrok wiszący na haczyku na drzwiach i zeszłam na dół, aby zobaczyć kogo przyniosło pod mój domek. Zobaczyłam Chrisa z dość niewyraźną miną.
- Znaleźliśmy go – powiedział - tylko jest jeden problem...stracił pamięć.

Mam nadzieję, że się podobało :)
Bye.

czwartek, 26 grudnia 2013

Igrzyska 5

Hejka!



Przychodzę do was z nowym rozdziałem Igrzysk, który pisałam obżerając się czekoladową choinką :P Już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania :)


Rozdział 5


Ośrodek Szkoleniowy, ogromny budynek, z niezliczonymi zakamarkami - to tutaj będę mieszkać do czasu wysłania na arenę. Znajdowałam się właśnie w pomieszczeniu podzielonym na osobne przedziały, gdzie jestem przygotowywana do Parady Trybutów. Można by powiedzieć, że jestem naga, gdyż cieniutka, niebieska koszula nie zasłania wiele. Co chwila kręci się obok mnie moja ekipa przygotowawcza, regulują brwi, wyrywają włosy z nóg za pomocą wosku, co jest dość bolesne.
- Dzięki nam będziesz wyglądać cudnie! - powiedziały z radością Cynthia i Lavender odrywając mi ostatnie plastry z woskiem z nóg.
Bliźniaczki, dość drobne kapitolińskie kobiety o strasznie pomarańczowej skórze. Gdzieniegdzie w ich blond włosach przebijają się czerwone i pomarańczowe pasemka. Różnią się tylko wytatuowanymi brwiami. Cynthia ma mocno czerwone, a Lavender zielone. Jak większość kapitolińczyków ich twarze są przyozdobione brokatem i makijażem. Zastanawiam się czy tutaj w Kapitolu wiedzą cokolwiek o naturalnej urodzie...
- Potwierdzam! - powiedział Miro, przycinając mi włosy.
Jedyny mężczyzna w mojej ekipie, równie sztuczny jak bliźniaczki. Nie miał włosów, tylko wytatuowane lamparcie centki na głowie. Był dość wysoki, przerastał kobiety o co najmniej głowę. Uwielbiał złoto, miał je wszędzie...na ustach, powiekach, rzęsach. Na chwilę przestał obcinać mi włosy, by dokładnie im się przyjrzeć po czym wziął do ręki jakąś niebieską tubkę. Wycisnął trochę masy na dłonie i wybrał jedno pasemko moich włosów. Posmarował je i zostawił na chwilę, po czym zmył wodą. Pasemko jak się spodziewałam zmieniło swój kolor na niebieski.
- Pasuje ci do oczu – powiedział i podał mi małe lusterko.
Przyjrzałam się odbiciu. Rzeczywiście, idealnie podkreślało ich błękitny kolor.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Sądzę, że możemy cię już oddać w ręce Marcela – stwierdził.
Zostałam przetransportowana do oddzielnego pomieszczenia, w którym miałam czekać na przyjście mojego stylisty. Leżałam na metalowej platformie w bezruchu, aż drzwi momentalnie się rozsunęły. Zobaczyłam mężczyznę około 30. Był inny od pozostałych, bardziej naturalny. Jedynymi ozdobami na jego twarzy były: mały, czarny wytatuowany znak trefla pod lewym okiem i złoty kolczyk w brwi nad nim. Jego lekko kręcone, czarne włosy były spięte w małego kucyka z tyłu. Był dość wysoki, mierzył z około 1,80 m. Usiadłam podpierając się ręką o platformę.
- Nazywam się Marcel – wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą uścisnęłam – będę twoim stylistą, co pewnie już wiesz.
- Natasha – odpowiedziałam – tak zostałam już o tym poinformowana...więc w jaki durny strój mnie ubierzesz, bo sądząc po poprzednich Paradach gorzej być nie może...
- Masz mocny charakter – zaśmiał się – nie ubiorę cię w żaden durny strój. To w co styliści poprzednich trybutów ich ubierali było tragiczne – zaczął owijać moje zafarbowane pasemko na palcu - ale ja nie mam zamiaru owinąć cię w zwykłe niebieskie prześcieradło i dać ci koronę z rybkami na głowę...Chcę ubrać cię w coś z mocnym charakterem takim jak twój. Dlatego przygotowałem tę suknię.
Pokazał mi długą, niebieską sukienkę. Góra była koronkowa z wiązaniem na szyi. Plecy były całe odkryte. Dół był zrobiony ze zwiewnego materiału. Był asymetryczny, gdyż przednia część była dużo krótsza od tylnej. Była wspaniała, dużo różniła się od strojów poprzednich trybutów.
- Jest...piękna – pochwaliłam Marcela, dotykając materiału.
- Ubierzmy cię w nią – powiedział.
Wstałam z metalowej platformy i zrzuciłam z siebie cienką koszulę. Nie przerażała mnie jakoś nagość. Marcel podał mi bieliznę, którą szybko założyłam po czym pomógł mi ubrać suknię.
- To twój pierwszy rok prawda? - spytałam.
- Tak, jak to poznałaś? - powiedział zapinając mi guzik na szyi.
- Jesteś inny od pozostałych, mniej sztuczny no i nie masz jeszcze tak dobrze dopracowanego kapitolińskiego akcentu. Jak to się stało, że zostałeś stylistą trybutów?
- Głównie przez zainteresowanie modą i projektowaniem, ale nie myśl, że pochwalam odbywanie się Głodowych Igrzysk. - odwróciłam się i spojrzałam na Marcela, zszokowała mnie jego wypowiedź - Może inni uważają to za dobrą rozrywkę, ale moim zdaniem to tylko jedna wielka głupota. Posyłanie młodych ludzi, a nawet i dzieci na rzeź to nie tylko marnowanie ich przyszłości to zwykłe ludobójstwo... - nie sądziłam, że usłyszę takie słowa od kapitolińczyka, mieszkańca Kapitolu, miasta w którym ludzie uwielbiają Igrzyska - Odpowiadając na twoje pytanie, zostałem stylistą po to, aby chociaż trochę uprzyjemnić trybutom ostatnie dni przed wysłaniem na arenę, sprawić aby chociaż na moment zapomnieli co ich czeka... - spojrzał na mnie – Wyglądasz pięknie...
- Dziękuję – szepnęłam.
- Dodałbym jeszcze to – położył mi na głowie niebieski wianek ozdobiony małymi, lśniącymi kryształami. Na wszelki wypadek przypiął mi go ledwo widocznymi małymi spinkami, aby nie spadł mi z głowy – Teraz wyglądasz cudownie, jak Little Mermaid. Pokochają cię od pierwszego wejrzenia, tak jak ja – uśmiechnął się serdecznie.
Zobaczyłam w nim przyjaciela, człowieka, który naprawdę pragnie mi pomóc i autentycznie mi współczuje w przeciwieństwie do innych.
- Powinniśmy już iść i dołączyć do pozostałych – ustawił rękę tak abym mogła ją złapać.
Wyszliśmy z pomieszczenia i udaliśmy się w stronę stajni z której niedługo zaczną wyjeżdżać rydwany z trybutami. Gdy drzwi rozsunęły się przed nami, ujrzałam masę trybutów w dziwacznych strojach. Trybuci z Trójki wyglądali jakby ktoś ich owinął folią aluminiową. Dwunastka jak zwykle była ubrana w górnicze stroje, oczywiście schludniejsze i dopracowane. Jedynka – luksus, ubrani byli w rażące w oczy różowe kombinezony z bufiastymi rękawami i miejscową niebieską koronką, a na głowach mieli dopasowane kolorystycznie peruki. Wzrokiem znalazłam Luka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że został przefarbowany na blond, w którym wydawał się bardziej przystojny niż wcześniej. Jego strój był dopasowany do mojego. Taki sam asymetryczny płaszcz jak moja suknia z gdzieniegdzie motywem sieci, do tego odrobinę opinające spodnie i wyglądał jak młody bóg. Obok niego stała dość niska kobieta w żółtej sukience, przypominającą bombkę na dole. Miała tego samego koloru ogromnego koka na głowie, przystrojonego różnego koloru koralikami, kokardkami i innymi ozdobami. Na jej policzku widniał złoty kwiat. Tego samego koloru miała pomalowane usta i powieki. Zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie ktoś z rodziny Miro, bo wykryłam podobne uzależnienie od złotych rzeczy.
- Wyglądasz genialnie – powiedział Luke, widać było, że suknia przypadła mu do gustu.
- Ty też wyglądasz nieźle – odpowiedziałam zadziornie na co chłopak zaśmiał się.
- To jest Flavia, moja stylistka – przedstawił mi ją.
- Witaj – jej głos był łagodny, spokojny choć dało się usłyszeć kapitoliński akcent.
Tylko kiwnęłam jej głową. Luke szybko wdał się w rozmowę ze stylistami o swoim stroju. Ja w tym czasie oddaliłam się od nich i podeszłam do koni od naszego rydwanu. Wzięłam garstkę siana, która leżała na ziemi i zaczęłam karmić zwierzę. Nagle usłyszałam męski głos za sobą:
- Natasha Ledger, trybutka z Dystryktu Czwartego...
Momentalnie się odwróciłam w stronę chłopaka. Wysoki brunet o szarych oczach, dobrze zbudowany, ubrany w strój gladiatora...z pewnością Dystrykt Drugi, zawodowiec... Zlustrował mnie od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Szkoda będzie zabić tak piękną dziewczynę – powiedział.
- Skąd pewność, że to ty pierwszy mnie zabijesz, a nie odwrotnie?
- Zobaczymy... - zbliżył się – Ciesz się Paradą – powiedział z szyderczym uśmiechem i odszedł.
Miałam ochotę zadźgać go tu i teraz...Zdenerwowana wróciłam do Luka i stylistów.
- Poznałaś Curtisa? - spytał Luke.
- Co?
- Chłopak w stroju gladiatora, Curtis.
- Tak, mam ochotę coś mu zrobić... - powiedziałam zaciskając dłonie w pięści.
- Na to będziesz miała czas na arenie – uspokoił mnie Luke.
- Już czas, ustawcie się na rydwanie – wtrącił Marcel.
Zrobiliśmy tak jak kazał. Odwróciłam się do niego jeszcze po jakieś wskazówki. Jedyne co mi pokazał to złączone dłonie jak do modlitwy.
- Mamy się objąć – powiedziałam Lukowi.
- Co?
- Tak radzi Marcel, chyba.
Rydwan z trybutami z Jedynki ruszył. Po nich pojechali kolejni, aż my ruszyliśmy za Trójką. Tuż przed wyłonieniem na zewnątrz ja i Luke objęliśmy się. Wjechaliśmy na główny plac w Kapitolu. Wszystkie miejsca na widowni były zajęte przez kapitolińczyków. Na nasz widok publiczność oszalała, nie zwracali już uwagi na pozostałe rydwany. Spojrzałam ja jeden z ekranów. Wyglądaliśmy wspaniale. Moja suknia i płaszcz Luka wiały na wietrze przypominając wzburzone fale...o tym efekcie Marcel nie wspomniał. Uznałam, że spodobamy się publiczności jeszcze bardziej jak podniesiemy wybijemy ręce do góry na znak, że chcemy wygrać. Zrobiliśmy tak, kapitolińczycy wyli z zachwytu, a my wyglądaliśmy na ekranach jak dwójka mocnych, zżytych i gotowych młodych ludzi do walki. Zatrzymaliśmy się w jednym wielkim kole i czekaliśmy aż prezydent Snow wyjdzie i powita nas. W końcu się pojawił.
- Witajcie – ucisza publiczność – Witajcie, trybuci witamy was. Oddajemy hołd waszej odwadze i poświęceniu – przerwał, aby złapać oddech - I życzymy wam pomyślnych Igrzysk i niech los wam zawsze sprzyja! - zakończył.
- Ahh cudowna coroczna mowa prezydenta Snow'a – szepnął Luke, na co cicho zachichotałam.
Nasze rydwany ruszyły z powrotem do budynku. Gdy tylko z nich zeszliśmy, podeszli do nas nasi styliści razem z Finnickiem i Leticią.
- To było fantastyczne! - krzyknęła z zachwytem kobieta.
- Szkoda, że ja nie miałem takiego stylisty....- wzdychnął Finn – mnie wystylizowali na rybę...
- Na pewno byłeś piękną rybą – zaśmiałam się.
- A żebyś...- spojrzał w dal – może chodźmy już do pokoju.
Odwróciłam się, aby zobaczyć czemu tak zareagował. Curtis bacznie nam się przyglądał. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały posłał mi ten swój uśmieszek, a ręką udał jakby podcinał sobie gardło. Szybko ruszyłam za resztą i razem wsiedliśmy do windy.
- Każdy dystrykt ma swoje piętro. Wam przypadło chyba najlepsze – zachwycała się Leticia.
Winda szybko dojechała na miejsce. Gdy tylko drzwi się rozsunęły razem z Lukiem westchnęliśmy z wrażenia. Ogromny salon z wielkim telewizorem wiszącym na ścianie. Naprzeciwko duża biała kanapa i stolik na kawę. Koloru dodawał zielono – różowy, puchaty dywan. Jadalnia do której trzeba było się dostać wchodząc po schodkach. Długi stół, z masą jedzenia czekającego na skosztowanie go. Osiem niebieskich krzeseł o dziwnych kształtach. Pełen luksus.
- Tak to jest salon, po lewej jest jadalnia. Tam dalej są sypialnie, wolny wybór – mówiła kobieta.
- Jeśli chcecie coś zjeść to możecie sobie zamówić z pokoju lub możemy zjeść teraz wspólny posiłek, świętując waszą sukcesywną Paradę – dopowiedział Finnnick.
- Chyba pójdę od razu do pokoju... - powiedziałam.

Nie chciało mi się już dłużej z nimi rozmawiać. Wybrałam pokój na samym końcu. Duża sypialnia z wgłębieniem w podłodze na którym stało łóżko, na przeciwko szafa z ubraniami. Obok drzwi wyjściowych na korytarz była łazienka. Gdy tylko do niej weszłam, uznałam, że wezmę relaksacyjną kąpiel. Nie wiedziałam do czego służą niektóre rzeczy i wlewałam sobie różnych płynów. Doszłam do wniosku, że najlepszy jest o zapachu morskim pomieszanym z zapachem igieł leśnych. Po długim czasie spędzonym w wannie, przebrałam się w wybraną piżamę, czyli luźne czarne spodnie i biały top. Zrelaksowana i czysta położyłam się do łóżka. Natychmiast zasnęłam. Tej nocy wszystkie wspomnienia z ostatnich dni mieszały mi się ze sobą...drożynki, wydarzenia w pociągu, Parada Trybutów, groźba Curtisa, prezydent Snow, kapitolińczycy. Wszystko wydawało się zamazane, ludzie mieli zniekształcone twarze, co chwila rozbrzmiewały słowa ''arena'', ''trybutka'', ''śmierć'' i tak w kółko, aż nagle zobaczyłam moją siostrę biczowaną na środku placu przy Pałacu Sprawiedliwości w Czwórce...Głośny, donośny, pełen bólu krzyk Violet ze snu stał się moim. Rzucałam się na łóżku, będąc jeszcze w pół śnie. Ktoś wszedł do pokoju, próbował mnie uspokoić, lecz ja tylko rzucałam się na wszystkie strony, chyba nawet udało mi się uderzyć go pięścią. Po podaniu środka uspokajającego, pamiętam, że chyba coś powiedział, lecz nic już nie usłyszałam. Uspokoiłam się i odpłynęłam.

+ taki bonusik: jak wyobrażam sobie kieckę Tashy z Parady Trybutów

+oczywiście wianek na głowie ;)

Na tym się z wami żegnam :) Może uda mi sie zamieścić 6 rozdział Igrzysk jeszcze w tym roku!
Cierpliwości, baju :*

środa, 25 grudnia 2013

#3 Mobile Blog: Prezenty :)

Siemaneczko ! :)


Jak tam święta? U mnie powiedzmy są okey, ważne że jest wolne i mogłam sie w końcu spotkać z moja chrzestną :) Jak sam tytuł mówi post bedzie o prezentach. Dostalam moja wymarzona bransoletke z Kosogłosem <3 bambocie, śliczny sweterek, czekoladową choinkę, papilotki na babeczki, puzzle z siostrą, jeszcze jedna bransoletke, szczotkę i jeszcze (nie dostalam) bluzke z napisem dotyczacym Igrzysk (jeszcze jednak nie wiem jakim - niespodzianka :D). Wy tez pochwalcie sie co dostaliście na Gwiazdkę ;)
Trzymcie fotki bransoletki, bamboci + bonusik, zdj z moja siostrą :) Bye.






wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt :)

Hejka ! :)



Chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia :)



Dziś Świąteczny czas 
Dzwony biją w las 
Mały karpik się uśmiecha 
Wnet na pierwszą gwiazdę czeka 
Uszka dziś się przysłuchują 
Jak kolędę podśpiewują 
Barszczyk pięknie jest czerwony 
Zaś jak zwykle zawstydzony 
Zdrowych Ciepłych i Pogodnych 
Życzę wszystkim Świąt Radosnych 





Bye i wspaniałej Wigilli spędzonej w gronie rodziny :*

środa, 18 grudnia 2013

Moje Igrzyska - Chibi

Siemka! :)



Sorki za nieobecność, no ale końcówka semestru, święta, nadchodzący Sylwek, prezenty, jeszcze dzisiaj miałam spr. z biologi, wczoraj kartkówkę z chemii, a jutro kartkówkę z Dziadów z polaja i spr. z niemca - kocham życie...na szczęście w końcu udało mi się znaleźć chwilkę na bloga i postanowiłam dodać wam postacie w Chibi, które zrobiłam już dość dawno, ale nie miałam czasu wstawić. Przedstawiają one Tashę, Finna, Luka i Leticię z ostatnich rozdziałów Igrzysk :) Oto one:
















Do zobaczyska! Niedługo będzie więcej wolnego, więc będę tu częściej :)

piątek, 13 grudnia 2013

Igrzyska 4

Dobry wieczór :D



Nie przedłużam wstępu, ale chce wam zadać jedno pytanie, gdyż uważam, że zdążyliście już poznać główne bohaterki moich opowiadań, wiec pytanie: Ktora z nich wam bardziej przypadła do gustu: Mely, czy może Tasha? Odpowiadajcie w komentarzach. A teraz zapraszam do lektury :)


- Ekhm, przyszłam cię poinformować, że – zaczęła Leticia – niedługo śniadanie...i – spojrzała na mój ubiór – mam nadzieję, że założysz na siebie coś...przyzwoitszego.
- Oczywiście – odpowiedziałam najmilszym tonem na jaki mogłam się zdobyć.
Nic już nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się serdecznie i ruszyła w kierunku jadalni. Luke nadal stał przy drzwiach.
- Co ci się stało w rękę? - spytał wskazując na okaleczoną dłoń. W jego oczach widniała troska.
- Drobny wypadek, nic mi nie jest...- schowałam rękę za plecami
- Chyba nie byłaś zła po wczorajszej rozmowie?
- Nie, dlaczego miałabym być zła? - skłamałam – Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Czyli między nami wszystko OK?
- Oczywiście – zmusiłam się do uśmiechu.
- To dobrze – także się uśmiechnął – widzimy się na śniadaniu.
Gdy tylko Luke odszedł zamknęłam drzwi. Nie byłam zła po wczorajszym...byłam wściekła. Znów miałam ochotę coś roztrzaskać, lecz obiecałam Finnickowi, że nic już nie zniszczę...szklanego. Wzięłam zatem puchową poduszkę z łóżka i zaczęłam ją rozciągać na wszystkie strony, aż w końcu pękła i uwolniła masę puchu, który spadł głównie na mnie. Tak, mam problemy z agresją i opanowaniem. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów i zaczęłam wyobrażać sobie spokojne morze, lekko obijające o brzeg, to mnie zawsze uspokajało. Już opanowana zaczęłam zbierać puch, który spadł na podłogę i łóżko, a następnie przeniosłam się do łazienki i zaczęłam oczyszczać ciało z białych drobinek. Gdy przyglądałam się mojemu odbiciu w lustrze uznałam, że wyglądam śmiesznie. Biały puszek przykrył cały czubek mojej głowy, to tak jakbym miała na głowie futrzaną czapkę. Trochę zatrzymało się na ubraniu. Postanowiłam, że się nie przebiorę, ani nie zdejmę tej „czapki” z głowy. Tak wyszłam z pokoju, cała w puchu do tego w samej bieliźnie, w końcu przyda nam się trochę prawdziwej rozrywki, a nie takie patrzenie na umierających ludzi na arenie co Kapitol nazywa rozrywką. Udałam się w stronę jadalni. Gdy, tylko drzwi się przede mną rozsunęły, przybrałam jedną z póz tych wypindrzonych kapitolińskich modelek. Finnick i Luke jak tylko mnie zobaczyli wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem, lądując na podłodze, Leticia zaś zmierzyła mnie karcącym wzrokiem, lecz widać było, że jej usta chciały się wygiąć w uśmiech. Sama także zaczęłam się śmiać. W końcu gdy wszyscy ochłonęli, usiedliśmy przy stole w znacznie lepszych humorach niż poprzednio, nawet Leticia, która w końcu także wybuchnęła śmiechem.
- Więc...- zaczął Finnick – postanowiłaś stoczyć sama z sobą bitwę na poduszki w bieliźnie?
- Coś w tym rodzaju – odpowiedziałam z pełną buzią jedzenia.
- I o niczym nas nie poinformowałaś?! Uwielbiam wojny na poduszki, a tym bardziej w bieliźnie! Mam nawet taką specjalną niebieską z małymi poduszkami – na jego słowa wszyscy znów zaczęliśmy się śmiać.
- Wspaniale, że masz bielizny na specjalne okazje Finnick – zaczęła Leticia – lecz teraz przejdźmy do konkretów. Zostałam poinformowana, że do Kapitolu zajedziemy jeszcze przed południem.
- Przecież mieliśmy tam być dopiero jutro - wtrąciłam
- Konkretnie to normalny plan przewidywał przyjazd właśnie na dzisiaj. Organizator chciał przełożyć wszystko o jeden dzień, gdyż pojawiły się drobne komplikacje dotyczące areny, lecz udało im się z nim prędzej uporać z problemami i wszystko wróciło na swoje miejsce, więc teraz uważnie mnie posłuchajcie – zaczęła kobieta – gdy tylko znajdziemy się w stolicy zostaniecie przetransportowani do Ośrodka Szkoleniowego, gdzie przejdziecie przez „głębokie oczyszczanie” i zostaniecie przygotowani do Parady Trybutów i...
- Pamiętajcie, ludzie muszą was zapamiętać. Mają się w was zakochać od pierwszego wejrzenia. Macie przyćmić innych trybutów tak, że ludzie nie będą zwracać już uwagi na pozostałych, tylko na was – wtrącił Finn – najważniejsze: musicie przekonać do siebie sponsorów, zaimponować im, podbić ich serca. W niektórych przypadkach jest to łatwe, lecz są też tacy, których trudno do siebie przekonać.
- Dokładnie – zgodziła się kobieta – wyglądem już zachwycacie, lecz nad manierami i zachowaniem będzie trzeba trochę popracować – spojrzała na naszą dwójkę.
- Mam nadzieję, że zrozumieliście jakie wyzwanie was czeka – dopowiedział nasz mentor.
- Na pewno nie gorsze od areny – odpowiedział luźno Luke
- Właściwie to od tego po części zależy czy przeżyjecie na arenie, czy nie.
- Aha – Luke'owi zrzedła mina.
- Pozwolicie, że wrócę do pokoju. Muszę się przygotować do spotkania z kapitolińską publicznością – powiedziałam po czym wstałam od stołu.
- Tylko pamiętaj, aby przyjść do salonu przed południem – krzyknęła za mną Leticia.
- Dobrze – odpowiedziałam za nim drzwi się za mną zasunęły.
Szybko weszłam do pokoju. Podeszłam do przeciwległej ściany, oparłam się o nią plecami i zsunęłam się w dół, aż nie usiadłam na podłodze. Nie mogłam już wytrzymać i musiałam się wypłakać, głównie ze smutku i gniewu na Kapitol i Luka. Było mi przykro, że zostawiam same, moją matkę i siostrę – dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nadal nie mogę zrozumieć i chyba nigdy nie zrozumiem czemu Luke także zostawił całą swoją rodzinę. Mój cichy płacz z początku, zmienił się w głośny szloch. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, a dopiero co podejść do drzwi i je otworzyć. Znowu ktoś zapukał, lecz już nie zaczekał na odpowiedź tylko otworzył drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam rozmazaną sylwetkę Luka. Usiadł obok mnie i mocno przytulił. W tym momencie moja nienawiść do jego czynu zmalała i poczułam, że jednak dobrze, że to on jest tutaj ze mną, a nie ktoś inny.
- Spróbuj zrównać oddech z moim – szepnął, a ja się zgodziłam.
Oddychałam coraz spokojniej, aż w końcu oddychaliśmy tak samo. Łzy przestały mi lecieć z oczu, jeszcze tylko kilka powoli staczało się z moich policzków.
- Dziękuję – powiedziałam zachrypniętym głosem.
Luke puścił mnie i wstał, po czym podał mi rękę do pomocy. Złapałam ją i powoli wstałam. Staliśmy naprzeciwko siebie. Zauważyłam, że jedno z piórek zostało we włosach chłopaka. Podniosłam rękę i zdjęłam mu je. Luke tylko patrzył się na to co robię.
- Jedno z moich piórek – powiedziałam pokazując mu drobiny puszek – masz.
Złapałam jego rękę, położyłam mu piórko na dłoni i ją zamknęłam.
- Wiesz, ostatnio strasznie ciężko mi cię zrozumieć...naprawdę – zaczął – wczoraj miałem wrażenie, że mnie znienawidziłaś, dzisiaj gdy razem z Leticią cie zaskoczyliśmy także – chciałam mu przerwać, lecz nie pozwolił sobie na to – wiem, że kłamałaś, za dobrze cie znam żeby nie wiedzieć kiedy to robisz, ale teraz już nie wiem...czy mi wybaczyłaś czy nie.
- Nie mam pojęcia dlaczego się zgłosiłeś, ale nie mogę się na ciebie złościć do końca. To była twoja decyzja, nie wiem co sobie założyłeś w tej pustej główce – puknęłam go w czoło, a on zaśmiał się – ale wiedz, że nie pozwolę ci tak szybko odejść z tego świata.
- A ja tobie – powiedział zadziornie – a teraz radze ci się umyć z tych piórek i ubrać się – ruszył w stronę drzwi nadal trzymając w ręce maleńkie piórko – Do zobaczenia – wyszedł.
Zamknęłam drzwi na zamek i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie bieliznę i weszłam pod prysznic. W końcu mogłam się zrelaksować pod przyjemnym strumieniem ciepłej wody ogrzewającym całe moje ciało. Zmyłam z siebie wszystkie piórka pozostałe na włosach. Czysta i w miarę zrelaksowana wytarłam się ręcznikiem i ubrałam wcześniejszą bieliznę oraz sukienkę. Mokre włosy związałam w wysokiego kucyka. Gdy wyszłam z łazienki odruchowo spojrzałam na zegarek: 11:45. Uznałam, że pójdę już do salonu. Wychodząc spotkałam Fnnicka.
- Gotowa na spotkanie sztuczności? – spytał z uśmiechem.
- Chyba tak. Miałam już styczność z Letcią i przeżyłam, więc chyba nie będzie aż tak źle – odparowałam.
- Cóż, poczekaj aż zobaczysz innych. Leticia to tylko mała namiastka tego co ujrzycie w Kapitolu – puścił do mnie oko.
- Ohh...
Weszliśmy do salonu. Luke i Leticia już siedzieli na kanapach, gdy naszym oczom ukazał się Kapitol.
- Matko! To chyba największe miasto jakie kiedykolwiek widziałem – krzyknął Luke.
- Jest...ogromny – mówiłam z niedowierzaniem.
- Przygotujcie się na spotkanie publiczności, wasza misja zdobycia ich serc zacznie się pod koniec tego – Finnick wskazał dobrze oświetlony tunel do którego coraz prędzej się zbliżaliśmy.
Gdy do niego wjechaliśmy, pociąg zaczął zwalniać, aż wyłoniliśmy się już na peronie. Masa ludzi czekała na nasz przyjazd. Wszyscy machali jakbyśmy byli wielkimi gwiazdami. Zgromadzeni byli ubrani w dziwaczne, kolorowe ubrania. Niektóre twarze były przyozdobione tatuażami, masą brokatu i innych rzeczy. Podeszłam bliżej do szyby, a ludzie zaczęli krzyczeć z radości. Postanowiłam rozpocząć moją misję podbijania serc publiczności, uśmiechnęłam się i także zaczęłam machać na powitanie co jeszcze bardziej rozradowało kapitolińczyków. Dołączył do mnie Luke. Wzbudził zachwyt głównie damskiej części zgromadzonych. Zauważyłam, że jedna kobieta aż zemdlała. Tak...

Kapitol jest dziwny.

Bye! ;*

niedziela, 8 grudnia 2013

Igrzyska 3

Hejka! 



Tak jest paca wre! :) Choruje i nie mam co robić w domu, więc pisze rozdziały ;p Nie przeciagam dlużej, bo mi bateria w laptopie siada...musze dzielić jedną ladowarkę z bratem :/ udręka... Zapraszam do komentowania. Miłej lektury xD



Panowała grobowa cisza. Jedyny odgłos wydawały koła pociągu jadące po szynach. Wpatrywałam się w pusty talerz przed sobą byle nie spojrzeć Luke'owi w oczy. Nie chciałam się z nim kolejny raz kłócić, ale chciałam wiedzieć czy to co powiedział jego brat było prawdą. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Siedział oparty łokciami o stół ze wzrokiem wpatrzonym w półmisek, w którym jeszcze jakiś czas temu znajdowała się zupa bananowa przyprawiona odrobiną cynamonu i kardamonu. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, gdy Luke zaczął:
- Przepraszam. – szepnął – Przepraszam...- powiedział głośniej, podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami – nie chciałem na ciebie wcześniej nakrzyczeć. Po prostu są rzeczy, których nie zrozumiesz...
- Na przykład to, czemu zgłosiłeś się na rychłą śmierć?
- Dokładnie.
- Czyli uważasz, że jestem głupia i nic nie rozumiem?
- Wcale tak nie uważam, źle to odebrałaś....- wzdychnął i otarł twarz dłońmi – powiem to inaczej: są rzeczy, o których nie możesz wiedzieć.
- Czyli masz przede mną sekrety? - czułam, że zaczynam się w środku gotować ze złości.
- Tak – odpowiedział spokojnie.
On...chłopak z którym dzieliłam swoje dzieciństwo, który wiedział o mnie wszystko a ja o nim, zaczął mieć przede mną sekrety...Sekrety, które były dla mnie odpowiedzią na nurtujące pytanie: Dlaczego to zrobił? Nie chciałam przed nim wybuchnąć więc wstałam od stołu i udałam się do sypialni. Przeszłam parę wagonów zanim do niej dotarłam. Była przestrzenna. Duże dwuosobowe łóżko stało obok wielkiego okna, dzięki któremu mogłam podziwiać otoczenie, które co chwila się zmieniało. Po obu stronach łóżka znajdowały się szafki nocne. Na jednej z nich stał czerwony wazon. Złapałam go i rzuciłam o ścianę. Rozbił się na małe błyszczące odłamki. Szybko zaczęłam je zbierać. Gdy miałam już garść w ręce podeszłam do kosza. Nawet nie zauważyłam jak mocno ścisnęłam odłamki, aż pokaleczyłam sobie dłoń. Chwyciłam pudełko z chusteczkami i wyciągnęłam kilka, owijając jako tako dłoń. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Natasha! - krzyknął Finnick – co się stało?!
- Nic – nerwowo odkrzyknęłam.
- Usłyszałem odgłos rozbijanego szła. Otwórz te drzwi! - zdenerwował się.
Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je zdrową ręką. Ujrzałam go w samych spodniach. Teraz wiem jaki jest jego ulubiony strój domowy. Finnck szybkim krokiem wszedł do pokoju. Spojrzał na stłuczone szkło na podłodze.
- Co ty zrobiłaś? - spytał.
- Nie podobał mi się jego kolor...
- Kształt i kolor twojej dłoni też ci się nie podobał? - spytał i złapał mnie za ranną dłoń – chodź mam w pokoju apteczkę.
Kiwnęłam głową i wyszłam za Finnickiem. Jego pokój znajdował się niedaleko mojego co wyjaśniało jego szybką interwencję na hałas w mojej sypialni. Weszliśmy do środka. Porządku to on nie umiał zachować. Pościel na jego łóżku leżała tylko kawałkiem, reszta znajdowała się na podłodze. Jedynie poduszki były na swoim miejscu. Zdziwiłam się, że powiesił na wieszaku swoją dzisiejszą koszulę i kremowy sweter.
- Widzę, że raczej porządek nie jest twoim priorytetem – powiedziałam ironicznie.
- Jakbyś chciała wiedzieć to drzemałem dopóki mnie nie obudziłaś, więc nie miałem czasu na sprzątanie – powiedział – usiądź sobie na łóżku, a ja poszukam apteczki.
Usiadłam i zaczęłam śledzić wzrokiem krzątającego się po pokoju Finna. W końcu znalazł apteczkę w jednej z nocnych szafek.
- Pokaż to psujo – uśmiechnął się zadziornie i usiadł obok mnie.
Podałam mu dłoń, a on zdjął z niej chusteczki. Kilka wbitych odłamków nadal tkwiło w mojej dłoni.
- Jak nie będziesz mogła wytrzymać bólu złap mnie za rękę – powiedział i wyjął z apteczki małą buteleczkę spirytusu.
- Dobrze...
Finnick polał moją dłoń alkoholem. Zaczęłam drzeć się wniebogłosy, a z oczu zaczęły spływać mi łzy. Mocno złapałam go za rękę, aż ból nie zaczął przemijać.
- Muszę ci teraz wyjąć odłamki, które ci zostały. Gotowa?
Kiwnęłam głową na zgodę, a chłopak zaczął wyciągać drobinki. Nie bolało to, aż tak jak odkażanie, ale i tak trzymałam go za rękę. Patrzyłam tylko jak coraz więcej odłamów ląduje na chusteczce. Gdy skończył owinął mi dłoń bandażem. Spojrzałam się na owiniętą rękę. Jak ja mam przetrwać na arenie skoro nie mogę wytrzymać nawet z taką mała raną...
- Możesz mi teraz powiedzieć, dlaczego rzuciłaś wazonem o ścianę? - spytał Finnick.
- Po prostu się zdenerwowałam... - nie odrywałam wzroku od opatrunku.
- Na co? Na Luka?
Milczałam. On też za dobrze mnie zna... - pomyślałam – może nie znamy się tak długo z Finnem jak z Lukiem, ale spokojnie można stwierdzić, że znamy się praktycznie na wylot. Poznałam go podczas pierwszego samotnego spaceru po plaży gdy miałam 9 lat. Siedziałam na piasku budując coś co miało przypominać zamek, gdy on bezczelnie na niego skoczył i go rozwalił. Jak to dzieci zaczęliśmy się ganiać po plaży, sypiąc piaskiem na lewo i prawo, aż w końcu rzuciłam się na niego i przewróciłam na ziemię. Tak się poznaliśmy. Potem pamiętam jak wróciłam do domu cała zapiaszczona i opowiedziałam o tym rodzicom, którzy wyśmiali mnie, że rzuciłam się na chłopaka. Spotykaliśmy się codziennie na plaży w tym samym miejscu do czasu, aż 14- letni wówczas Finnick został wylosowany do wzięcia udziału w 64. Głodowych Igrzyskach. Załamałam się i nie wychodziłam z pokoju dopóki nie usłyszałam od matki, że Finnick został najmłodszym w historii triumfatorem zwycięstwa w Igrzyskach. Większość trubutów po zwycięstwie zmienia się, lecz on pozostał tym samym, kochanym chłopcem. Z roku na rok stawał się coraz przystojniejszy, co nie umknęło uwadze Snow'a, który uznał, że wykorzysta go i zacznie sprzedawać jego ciało za niewyobrażalnie wielkie pieniądze dla zysku i dla rozrywki kapitolońskich kobiet. Wtedy straciłam mojego Finnicka, najlepszego przyjaciela, bratnią duszę. Widziałam go może z 2,3 razy na rok. Mówiłam mu żeby skończył z tym, lecz zawsze mi odpowiadał, że nie może, lecz nie podawał powodu. W końcu pewnego wieczoru na plaży wyznał mi, że jeśli zrezygnuje Snow zabije każdego kogo kocha. Wtedy moja nienawiść do niego, do całego Kapitolu sięgnęła zenitu, lecz nie miałam okazji jej wykorzystać, zapewne już nigdy nie będę miała, bo zginę na arenie...chyba, że postaram się wygrać...i nagle zapaliła mi się w głowie lampka.
- Jak to zrobiłeś?
- Ale co? - spytał zdezorientowany.
- Wygrałeś Igrzyska?
- Głównie dzięki, moim poprzednim rozmiarom, sprytowi, szybkości i pieniędzy sponsorów.
- Nie miałeś obranej żadnej taktyki? Na przykład stań się zawodowcem, a potem ich zdradź, zabij?
- Nie, wszystko się stało tak szybko gdy dostałem trójząb, że nie miałem czasu do namysłu...
- Aha, za wiele mi to nie pomogło...
- A co się stało, że tak nagle o to pytasz?
- W końcu jestem trybutką, prawda? Muszę wiedzieć jak przetrwać – uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka – Nie pojawię się na kolacji, wolę wcześniej się położyć.
- Dobrze, powiem im – także wstał z łóżka, podszedł do mnie i nachylił się tak blisko jakby chciał mnie pocałować – Tylko niczego nie rozwal – szepnął i otworzył drzwi – Dobranoc.
- Dobranoc.
Wyszłam i udałam się z powrotem do pokoju. Gdy tylko weszłam, zdjęłam sukienkę i buty, a następnie w samej bieliźnie położyłam się do łóżka i opatuliłam kołdrą. Rano obudziło mnie głośnie pukanie do drzwi. Szybko wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do nich. Gdy je otworzyłam zobaczyłam Leticie z dziwnym wyrazem twarzy, a obok niej Luka z zaskoczoną miną. Szybko spojrzałam na mój ubiór.
No tak, byłam w samej bieliźnie.





Dobranoc :* mam nadzieje, że się podobało


PS Nie martwcie się niedługo pojawi się jakaś akcja :p

piątek, 6 grudnia 2013

Igrzyska 2

Siemka!



Nie będę przedłużać wstępu, tylko od razu zapraszam do przeczytania i komentowania 2 rozdziału Igrzysk :)



- Natasha Ledger! –krzyknęła entuzjastycznie kobieta.
Zamurowało mnie…Wszyscy patrzyli się na moją osobę. Niektórzy ze współczuciem, inni z radością, że będą mieli co oglądać i komu kibicować w tym roku. Mój wzrok mimowolnie spoczął na Finnicku, do którego widocznie dopiero docierały słowa Leticii, bo patrzył błędnym wzrokiem w przestrzeń. U Luka także nie znalazłam cząstki współczucia i wiadomości, że będzie dobrze. Miał opuszczoną głowę, a jego wzrok był wbity w ziemię.
- Gdzie jesteś słodziutka!? Nie wstydź się i wyjdź do nas! – ponaglała kapitolońska kobieta.
Tłum wokół mnie rozsunął się. Podążyłam ścieżką, którą odsłonili mi ludzie. Gdy tylko pojawiłam się na głównej alejce, Strażnicy Pokoju złapali mnie za ramiona.
- Tasha!! - usłyszałam piskliwy głos Vi – Tasha!!
Zatrzymałam się. Nie zważając na Strażników podbiegłam do siostry.
- Nic mi nie będzie słyszysz? - szepnęłam – wszystko będzie dobrze, tak? Pamiętasz co ci powiedziałam, masz być silna rozumiesz? A teraz idź znajdź mamę, zobaczymy się później – powiedziałam i pocałowałam ją w policzek, zanim Strażnicy mnie od niej nie odciągnęli. Ostrożnie weszłam po schodach. Leticia już czekała z wyciągniętą ręką i radością w swych brązowych oczach. Gdy tak stałam, po raz pierwszy w życiu poczułam się słaba i bezbronna. Przypomniałam sobie wtedy słowa ojca, aby zawsze stawiać czoło przeciwnością i od razu zmieniłam postawę. Wysoko podniosłam dotychczas opuszczoną głowę wyprostowałam plecy i wyparłam pierś do przodu na znak odwagi.
- Zgaduję, że to była twoja młodsza siostra? - spytała – Urocza.
- Tak, zgadza się.
- Dobrze, skoro mamy już trybutkę nadszedł czas na wylosowanie tegorocznego trybuta! – powiedziała do mikrofonu, a następnie podeszła do kuli z nazwiskami chłopców. Wyciągnęła karteczkę, lecz zanim zdążyła ją otworzyć, usłyszałam głos Luka.
- Zgłaszam się na trybuta! - krzyknął, a wszyscy obrócili się w jego stronę.
Oczy mi się zaszkliły. Co on robi? - pomyślałam.
- Cóż widzę, że tegoroczne Drożynki należą do najbardziej zaskakujących – powiedziała Leticia – Prosimy na scenę chłopcze!
Luke przedarł się przez tłum i tak jak mnie odprowadzili go Strażnicy Pokoju. Spokojnie wszedł po schodach i stanął obok kobiety.
- Jak się nazywasz? - spytała radośnie.
- Luke Craven
- Teraz proszę kochani podajcie sobie ręce. W końcu musi zaistnieć między wami cząstka przyjaźni, chociaż dla publiczności - zachęciła
Odwróciliśmy się ku sobie. Luke pierwszy wyciągnął rękę. Nie chciałam mu jej podawać...byłam zła, że się zgłosił, nawet nie wiedział kto został wylosowany...Po krótkiej chwili w końcu uścisnęłam jego dłoń.
- Wspaniale! - złapała nas za ręce i je podniosła – Panie i panowie oto nasi tegoroczni trybuci, którzy będą reprezentować dystrykt 4 na 69. Głodowych Igrzyskach!! Natasha Ledger i Luke Craven!! - krzyknęła i opuściła nasze ręce – Pomyślnych Igrzysk i niech los wam zawsze sprzyja!
Rozbrzmiały oklaski, a Leticia kazała nam się ukłonić przed zejściem ze sceny. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku Pałacu Sprawiedliwości, Strażnicy zaprowadzili nas do oddzielnych pokoi, w których nasi najbliżsi będą mogli się z nami pożegnać. Pokój nie był duży. Małe okiennice, przyozdobione białymi zasłonami. Ogólnie cały pokój był pomalowany na biało. Nawet podłoga była wyłożona lekko kremowymi kafelkami. Jedynie kolorem wyróżniał się stolik i obok niego drewniane krzesło, na którym siedziałam. Czekałam jakieś 10 minut zanim drzwi się otworzyły, a w nich stanęły Vi i moja matka.
- Macie 3 minuty – powiedział Strażnik.
Wstałam z krzesła i mocno przytuliłam obie. Poczułam wilgoć od matczynych łez na ramieniu. Puściłam je i skupiłam się na matce. Mocno złapałam ją za ręce.
- Nie płacz, słyszysz? Nic mi nie będzie...wrócę, postaram się wrócić, przeżyć rozumiesz?
Pokiwała tylko głową, lecz nadal mała łzy w oczach. Kucnęłam przy Violet.
- Nie wiem co mam ci jeszcze powiedzieć... - powiedziałam patrząc jej w oczy
- Chce tylko, abyś mi obiecała, że wrócisz...- odpowiedziała swym dziecięcym głosem, którym mówiła tylko w sytuacjach kiedy miała się załamać.
- Obiecuję... - mocną ją uściskałam.
Po chwili matka także się dołączyła i kucałyśmy tak do czasu, aż nie musiały wyjść.
- Kocham Was – powiedziałam gdy wychodziły. Nie wiem czy to jeszcze usłyszały, ale miałam nadzieje, że tak.
Po chwili drzwi ponownie się otworzyły i zobaczyłam w nich Leona, brata Luka. Szybko podszedł do mnie i przytulił się do mnie.
- Wiem, że zgłosił się dla ciebie...- szepnął.
- Co? - odsunęłam go od siebie - Dla mnie? Luke zgłosił się dla mnie? Dlaczego? - spytałam.
Nic nie odpowiedział, tylko opuścił pokój, zostawiając mnie z pytaniem bez odpowiedzi: Dlaczego?
Czas pożegnań już się skończył. Razem z Lukiem wsiedliśmy do samochodu z Leticią, który miał nas zawieźć na peron. Podróż nie trwała długo, lecz uznałam, że mam już dość głosu tej kobiety. Przez całą drogę opowiadała nam jak to jest w Kapitolu, jak mamy się zachować i uprzedziła nas, że cała rozpiskę następnych 2-óch dni przedstawi nam później. Szybko przeszliśmy z samochodu do pociągu. Wyglądał wspaniałe od wewnątrz jak i od zewnątrz. W końcu to nowoczesna, kapitolońska technologia. Leticia oprowadziła nas po pociągu, pokazała gdzie znajdują się nasze sypialnie, aż w końcu dotarliśmy do jadalni. Nigdy nie widziałam takiej masy jedzenia na jednym stole. Od małych, smażonych jagnięcych kiełbasek na przystawkę po waniliowy pudding z wiśnią na deser.
- Jedzcie ile chcecie – powiedziała kobieta – wszystko jest do waszej dyspozycji. W tym czasie ja pójdę po Finnicka. Zapewne jest w swoim pokoju.
Jak tylko Leticia wyszła, Luke podszedł do szwedzkiego stołu i zaczął nakładać jedzenie, aż mu spadało z talerza. Nie głodowaliśmy w Czwórce, lecz najwyraźniej ilość jedzenia w pociągu skłoniła go do nakładania sobie wszystkiego po trochu. Podeszłam do niego.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego się zgłosiłeś? - spytała bez owijania w bawełnę.
- A nie mogłem? Miałem takie prawo.
- Co się z tobą dzieje? Tuż przed Drożynkami mówiłeś, że się boisz, że zgłosisz się tylko jeśli zostanie wylosowany Leo...A co zrobiłeś?! Nawet nie wiedziałeś kto został wybrany, a się zgłosiłeś! - zaczęłam krzyczeć – Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego chcesz iść na pewną śmierć Luke?! - złapałam go za ramie i odwróciłam w moją stronę, aby spojrzeć mu w oczy – Dlaczego? - warknęłam.
- Puść mnie! - wycedził przez zęby – To była moja decyzja więc się w nią nie mieszaj...- wyszarpnął ramię z mojego uścisku, zabrał talerz i usiadł przy stole.
Co się z nim dzieje? - pomyślałam – to nie jest ten sam spokojny Luke, którego znałam przed tegorocznymi Drożynkami... Usiadłam naprzeciwko niego przy stole. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwało wejście Finnicka z Leticią. Finnick zajął miejsce obok Luka, a Leticia usiadła obok mnie.
- Okej, widzę, że nastroje nie dopisują...- powiedział Finn – może chcecie coś na osłodę dnia? - podniósł wieczko porcelanowego pojemniczka i wyjął z niej kilka kostek cukru – Chcecie?
Leticia i ja podziękowałyśmy, ale Luke wziął jedną z wpakował do buzi pełnej jedzenia z talerza. Szczerze wątpię, że słodycz kostki przebiła smak innych potrwa znajdujących się w środku.
- Na pewno nie chcesz? - spytał Finnick nadal trzymający jedną kostkę w palcach – Cukru nigdy za wiele – uśmiechnął się.
- Jak będę chciała to na pewno się do ciebie zgłoszę – odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem.
- Obiecałam, że przedstawię wam rozkład jutrzejszego dnia – wtrąciła Leticia i wyciągnęła swój mały, złoty notesik – o 8 jest śniadanie, potem macie czas wolny, obiad jest o 15, potem będziecie mogli na osobności porozmawiać z waszym mentorem, następnie kolacja jest o 19, a po niej znów macie wolne. Plan na następny dzień przedstawię wam jutro na kolacji, a...
- Czy mogłabyś podać mi ten dzbanek wody? Chyba się przejadłem – wtrącił się Luke.
Widocznie jego wypowiedź rozbawiła Finnicka, bo zaczął się śmiać. Leticia, tylko spiorunowała obydwu wzrokiem i z wyrzutem, lecz zachowanym wdziękiem podała dzbanek Lukowi.
- Ach! Przez was straciłam wątek! – krzyknęła po chwili swym piskliwym głosikiem i wstała od stołu – Będę musiała podszkolić twoje maniery chłopcze – spojrzała na Luke, a Finn znów zaczął się śmiać – ciebie też się to dotyczy! - powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
- Jak zawsze... – powiedział dalej rozbawiony Finnick – ja też już muszę wracać do pokoju. Widzimy się na kolacji – uśmiechnął się tylko i wyszedł z pomieszczenia.

Znów zostaliśmy sami...ja i Luke.



Bye! :*

czwartek, 5 grudnia 2013

Ciekawostki/fakty o mnie :)

Siemka znowu! ;)

2 posty w przeciagu 10 min. - w koncu wzielam sie za siebie, ale nie martwcie sie ;) zapewne juz niedlugo wroce do dodawania postow co 2-3 tygodnie xD Ten post bedzie zawieral glownie ciekawostki/fakty o mojej osobie, takze zapraszam do przeczytania ich...niektore moga byc ciekawe :p

1. W 4 klasie podstawowki chodzilam z tym samym chlopakiem z 7-8 razy (I NIGDY WIECEJ)
2. Boje sie pajakow (cierpie na arachnofobie) i zostawac sama w domu gdy jest ciemno - zaczynam miec wtedy zwidy i slyszec glosy. Nie smiac sie, bo to jest powazna sytuacja...:D
3. Moja najlepsza przyjaciolka jest moja siostra :)
4. W przyszlym roku, moze pod koniec przeprowadze sie do domku jednorodzinnego na dzialce.
5. Chce zostac weterynarzem lub lekarzem sądowym.
6. W 2 klasie podstawowki zajelam 3 miejsce w Kangurku i nie dostalam nagrody...:(
7. Na testach probnych i tescie oficjalnym szóstoklasisty najlepiej poszla mi czesc matematyczna (nie mialam zadnego bledu!).
8. Na sprawdzianach zawsze mam przeblyski pod koniec pisania, ale zawsze zdazam wszystko napisac ;p
9. Mam manie Sam'a Claflin'a/Finnicka aktora z Igrzysk Śmierci.
10. Posiadam 28 (chyba) mężów i 1 zone :D

Tyle chyba wystarczy i tak za duzo ujawnilam :D Bye

#2 Mobile Blog

Hejka!

Ostatnio cos los sie ode mnie odwrocil... Znow jestem chora i przez to moje wszystkie plany na ten weekend sie zawalily, bo musze zostac w domu...Sa jednak plusy, bo moge sie skupic na pisaniu rozdzialow Igrzysk. Ogolnie co do tych opowiadan postanowilam na poczatku skupic sie na przygodach Natashy, a gdy sie to troche rozkreci zaczne z powrotem pisac "Przekleta" ;) so don't worry ! :) Zaplanowalam, ze rozdzial 2 powinien pojawic sie ok. 21, chyba...

                        Takze do pozniej ! :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Petycja :)

Dzień doberek!  <dopiero wstałam xD>



Mam do Was kochani ogromną prośbę. Chodzi o to iż powstała petycja na temat tego aby Stanley Tucci poprowadził galę Oscarów jako Caesar Flickerman (Igrzyska Śmierci)! Bardzo was proszę o podpisywanie petycji, nic was to nie kosztuje (no może czas i prąd), dzięki nam ta gala może być najlepsza ze wszystkich jakiekolwiek się odbyły! Przedstawiam wam linka: 


Wystarczy podać imię, nazwisko i miasto :) i nacisnąć "Sign"









Do pózniej! :)