piątek, 13 grudnia 2013

Igrzyska 4

Dobry wieczór :D



Nie przedłużam wstępu, ale chce wam zadać jedno pytanie, gdyż uważam, że zdążyliście już poznać główne bohaterki moich opowiadań, wiec pytanie: Ktora z nich wam bardziej przypadła do gustu: Mely, czy może Tasha? Odpowiadajcie w komentarzach. A teraz zapraszam do lektury :)


- Ekhm, przyszłam cię poinformować, że – zaczęła Leticia – niedługo śniadanie...i – spojrzała na mój ubiór – mam nadzieję, że założysz na siebie coś...przyzwoitszego.
- Oczywiście – odpowiedziałam najmilszym tonem na jaki mogłam się zdobyć.
Nic już nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się serdecznie i ruszyła w kierunku jadalni. Luke nadal stał przy drzwiach.
- Co ci się stało w rękę? - spytał wskazując na okaleczoną dłoń. W jego oczach widniała troska.
- Drobny wypadek, nic mi nie jest...- schowałam rękę za plecami
- Chyba nie byłaś zła po wczorajszej rozmowie?
- Nie, dlaczego miałabym być zła? - skłamałam – Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Czyli między nami wszystko OK?
- Oczywiście – zmusiłam się do uśmiechu.
- To dobrze – także się uśmiechnął – widzimy się na śniadaniu.
Gdy tylko Luke odszedł zamknęłam drzwi. Nie byłam zła po wczorajszym...byłam wściekła. Znów miałam ochotę coś roztrzaskać, lecz obiecałam Finnickowi, że nic już nie zniszczę...szklanego. Wzięłam zatem puchową poduszkę z łóżka i zaczęłam ją rozciągać na wszystkie strony, aż w końcu pękła i uwolniła masę puchu, który spadł głównie na mnie. Tak, mam problemy z agresją i opanowaniem. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów i zaczęłam wyobrażać sobie spokojne morze, lekko obijające o brzeg, to mnie zawsze uspokajało. Już opanowana zaczęłam zbierać puch, który spadł na podłogę i łóżko, a następnie przeniosłam się do łazienki i zaczęłam oczyszczać ciało z białych drobinek. Gdy przyglądałam się mojemu odbiciu w lustrze uznałam, że wyglądam śmiesznie. Biały puszek przykrył cały czubek mojej głowy, to tak jakbym miała na głowie futrzaną czapkę. Trochę zatrzymało się na ubraniu. Postanowiłam, że się nie przebiorę, ani nie zdejmę tej „czapki” z głowy. Tak wyszłam z pokoju, cała w puchu do tego w samej bieliźnie, w końcu przyda nam się trochę prawdziwej rozrywki, a nie takie patrzenie na umierających ludzi na arenie co Kapitol nazywa rozrywką. Udałam się w stronę jadalni. Gdy, tylko drzwi się przede mną rozsunęły, przybrałam jedną z póz tych wypindrzonych kapitolińskich modelek. Finnick i Luke jak tylko mnie zobaczyli wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem, lądując na podłodze, Leticia zaś zmierzyła mnie karcącym wzrokiem, lecz widać było, że jej usta chciały się wygiąć w uśmiech. Sama także zaczęłam się śmiać. W końcu gdy wszyscy ochłonęli, usiedliśmy przy stole w znacznie lepszych humorach niż poprzednio, nawet Leticia, która w końcu także wybuchnęła śmiechem.
- Więc...- zaczął Finnick – postanowiłaś stoczyć sama z sobą bitwę na poduszki w bieliźnie?
- Coś w tym rodzaju – odpowiedziałam z pełną buzią jedzenia.
- I o niczym nas nie poinformowałaś?! Uwielbiam wojny na poduszki, a tym bardziej w bieliźnie! Mam nawet taką specjalną niebieską z małymi poduszkami – na jego słowa wszyscy znów zaczęliśmy się śmiać.
- Wspaniale, że masz bielizny na specjalne okazje Finnick – zaczęła Leticia – lecz teraz przejdźmy do konkretów. Zostałam poinformowana, że do Kapitolu zajedziemy jeszcze przed południem.
- Przecież mieliśmy tam być dopiero jutro - wtrąciłam
- Konkretnie to normalny plan przewidywał przyjazd właśnie na dzisiaj. Organizator chciał przełożyć wszystko o jeden dzień, gdyż pojawiły się drobne komplikacje dotyczące areny, lecz udało im się z nim prędzej uporać z problemami i wszystko wróciło na swoje miejsce, więc teraz uważnie mnie posłuchajcie – zaczęła kobieta – gdy tylko znajdziemy się w stolicy zostaniecie przetransportowani do Ośrodka Szkoleniowego, gdzie przejdziecie przez „głębokie oczyszczanie” i zostaniecie przygotowani do Parady Trybutów i...
- Pamiętajcie, ludzie muszą was zapamiętać. Mają się w was zakochać od pierwszego wejrzenia. Macie przyćmić innych trybutów tak, że ludzie nie będą zwracać już uwagi na pozostałych, tylko na was – wtrącił Finn – najważniejsze: musicie przekonać do siebie sponsorów, zaimponować im, podbić ich serca. W niektórych przypadkach jest to łatwe, lecz są też tacy, których trudno do siebie przekonać.
- Dokładnie – zgodziła się kobieta – wyglądem już zachwycacie, lecz nad manierami i zachowaniem będzie trzeba trochę popracować – spojrzała na naszą dwójkę.
- Mam nadzieję, że zrozumieliście jakie wyzwanie was czeka – dopowiedział nasz mentor.
- Na pewno nie gorsze od areny – odpowiedział luźno Luke
- Właściwie to od tego po części zależy czy przeżyjecie na arenie, czy nie.
- Aha – Luke'owi zrzedła mina.
- Pozwolicie, że wrócę do pokoju. Muszę się przygotować do spotkania z kapitolińską publicznością – powiedziałam po czym wstałam od stołu.
- Tylko pamiętaj, aby przyjść do salonu przed południem – krzyknęła za mną Leticia.
- Dobrze – odpowiedziałam za nim drzwi się za mną zasunęły.
Szybko weszłam do pokoju. Podeszłam do przeciwległej ściany, oparłam się o nią plecami i zsunęłam się w dół, aż nie usiadłam na podłodze. Nie mogłam już wytrzymać i musiałam się wypłakać, głównie ze smutku i gniewu na Kapitol i Luka. Było mi przykro, że zostawiam same, moją matkę i siostrę – dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nadal nie mogę zrozumieć i chyba nigdy nie zrozumiem czemu Luke także zostawił całą swoją rodzinę. Mój cichy płacz z początku, zmienił się w głośny szloch. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, a dopiero co podejść do drzwi i je otworzyć. Znowu ktoś zapukał, lecz już nie zaczekał na odpowiedź tylko otworzył drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam rozmazaną sylwetkę Luka. Usiadł obok mnie i mocno przytulił. W tym momencie moja nienawiść do jego czynu zmalała i poczułam, że jednak dobrze, że to on jest tutaj ze mną, a nie ktoś inny.
- Spróbuj zrównać oddech z moim – szepnął, a ja się zgodziłam.
Oddychałam coraz spokojniej, aż w końcu oddychaliśmy tak samo. Łzy przestały mi lecieć z oczu, jeszcze tylko kilka powoli staczało się z moich policzków.
- Dziękuję – powiedziałam zachrypniętym głosem.
Luke puścił mnie i wstał, po czym podał mi rękę do pomocy. Złapałam ją i powoli wstałam. Staliśmy naprzeciwko siebie. Zauważyłam, że jedno z piórek zostało we włosach chłopaka. Podniosłam rękę i zdjęłam mu je. Luke tylko patrzył się na to co robię.
- Jedno z moich piórek – powiedziałam pokazując mu drobiny puszek – masz.
Złapałam jego rękę, położyłam mu piórko na dłoni i ją zamknęłam.
- Wiesz, ostatnio strasznie ciężko mi cię zrozumieć...naprawdę – zaczął – wczoraj miałem wrażenie, że mnie znienawidziłaś, dzisiaj gdy razem z Leticią cie zaskoczyliśmy także – chciałam mu przerwać, lecz nie pozwolił sobie na to – wiem, że kłamałaś, za dobrze cie znam żeby nie wiedzieć kiedy to robisz, ale teraz już nie wiem...czy mi wybaczyłaś czy nie.
- Nie mam pojęcia dlaczego się zgłosiłeś, ale nie mogę się na ciebie złościć do końca. To była twoja decyzja, nie wiem co sobie założyłeś w tej pustej główce – puknęłam go w czoło, a on zaśmiał się – ale wiedz, że nie pozwolę ci tak szybko odejść z tego świata.
- A ja tobie – powiedział zadziornie – a teraz radze ci się umyć z tych piórek i ubrać się – ruszył w stronę drzwi nadal trzymając w ręce maleńkie piórko – Do zobaczenia – wyszedł.
Zamknęłam drzwi na zamek i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie bieliznę i weszłam pod prysznic. W końcu mogłam się zrelaksować pod przyjemnym strumieniem ciepłej wody ogrzewającym całe moje ciało. Zmyłam z siebie wszystkie piórka pozostałe na włosach. Czysta i w miarę zrelaksowana wytarłam się ręcznikiem i ubrałam wcześniejszą bieliznę oraz sukienkę. Mokre włosy związałam w wysokiego kucyka. Gdy wyszłam z łazienki odruchowo spojrzałam na zegarek: 11:45. Uznałam, że pójdę już do salonu. Wychodząc spotkałam Fnnicka.
- Gotowa na spotkanie sztuczności? – spytał z uśmiechem.
- Chyba tak. Miałam już styczność z Letcią i przeżyłam, więc chyba nie będzie aż tak źle – odparowałam.
- Cóż, poczekaj aż zobaczysz innych. Leticia to tylko mała namiastka tego co ujrzycie w Kapitolu – puścił do mnie oko.
- Ohh...
Weszliśmy do salonu. Luke i Leticia już siedzieli na kanapach, gdy naszym oczom ukazał się Kapitol.
- Matko! To chyba największe miasto jakie kiedykolwiek widziałem – krzyknął Luke.
- Jest...ogromny – mówiłam z niedowierzaniem.
- Przygotujcie się na spotkanie publiczności, wasza misja zdobycia ich serc zacznie się pod koniec tego – Finnick wskazał dobrze oświetlony tunel do którego coraz prędzej się zbliżaliśmy.
Gdy do niego wjechaliśmy, pociąg zaczął zwalniać, aż wyłoniliśmy się już na peronie. Masa ludzi czekała na nasz przyjazd. Wszyscy machali jakbyśmy byli wielkimi gwiazdami. Zgromadzeni byli ubrani w dziwaczne, kolorowe ubrania. Niektóre twarze były przyozdobione tatuażami, masą brokatu i innych rzeczy. Podeszłam bliżej do szyby, a ludzie zaczęli krzyczeć z radości. Postanowiłam rozpocząć moją misję podbijania serc publiczności, uśmiechnęłam się i także zaczęłam machać na powitanie co jeszcze bardziej rozradowało kapitolińczyków. Dołączył do mnie Luke. Wzbudził zachwyt głównie damskiej części zgromadzonych. Zauważyłam, że jedna kobieta aż zemdlała. Tak...

Kapitol jest dziwny.

Bye! ;*

2 komentarze:

  1. super, super, super :* czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja osobiście wolę jednak Tashę. Według mnie postać Mels jest taką jakby nierozgarniętą nastolatką, nie wiedzącą co ma ze sobą zrobić - ja ją odebrałam, za to Natasha jest bardziej opanowana i zdecydowana. Moja opinia, a co do rozdziału to: podoba mi się, ogólnie masz bardzo fajne opowiadania :)
    Anonimek

    OdpowiedzUsuń