Hejka!
Przychodzę do was z nowym rozdziałem Igrzysk, który pisałam obżerając się czekoladową choinką :P Już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania :)
Rozdział 5
Ośrodek Szkoleniowy, ogromny budynek,
z niezliczonymi zakamarkami - to tutaj będę mieszkać do czasu
wysłania na arenę. Znajdowałam się właśnie w pomieszczeniu
podzielonym na osobne przedziały, gdzie jestem przygotowywana do
Parady Trybutów. Można by powiedzieć, że jestem naga, gdyż
cieniutka, niebieska koszula nie zasłania wiele. Co chwila kręci
się obok mnie moja ekipa przygotowawcza, regulują brwi, wyrywają
włosy z nóg za pomocą wosku, co jest dość bolesne.
- Dzięki nam będziesz wyglądać
cudnie! - powiedziały z radością Cynthia i Lavender odrywając mi
ostatnie plastry z woskiem z nóg.
Bliźniaczki, dość drobne
kapitolińskie kobiety o strasznie pomarańczowej skórze.
Gdzieniegdzie w ich blond włosach przebijają się czerwone i
pomarańczowe pasemka. Różnią się tylko wytatuowanymi brwiami.
Cynthia ma mocno czerwone, a Lavender zielone. Jak większość
kapitolińczyków ich twarze są przyozdobione brokatem i makijażem.
Zastanawiam się czy tutaj w Kapitolu wiedzą cokolwiek o naturalnej
urodzie...
- Potwierdzam! - powiedział Miro,
przycinając mi włosy.
Jedyny mężczyzna w mojej ekipie,
równie sztuczny jak bliźniaczki. Nie miał włosów, tylko
wytatuowane lamparcie centki na głowie. Był dość wysoki,
przerastał kobiety o co najmniej głowę. Uwielbiał złoto, miał
je wszędzie...na ustach, powiekach, rzęsach. Na chwilę przestał
obcinać mi włosy, by dokładnie im się przyjrzeć po czym wziął
do ręki jakąś niebieską tubkę. Wycisnął trochę masy na dłonie
i wybrał jedno pasemko moich włosów. Posmarował je i zostawił na
chwilę, po czym zmył wodą. Pasemko jak się spodziewałam zmieniło
swój kolor na niebieski.
- Pasuje ci do oczu – powiedział i
podał mi małe lusterko.
Przyjrzałam się odbiciu.
Rzeczywiście, idealnie podkreślało ich błękitny kolor.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Sądzę, że możemy cię już oddać
w ręce Marcela – stwierdził.
Zostałam przetransportowana do
oddzielnego pomieszczenia, w którym miałam czekać na przyjście
mojego stylisty. Leżałam na metalowej platformie w bezruchu, aż
drzwi momentalnie się rozsunęły. Zobaczyłam mężczyznę około
30. Był inny od pozostałych, bardziej naturalny. Jedynymi ozdobami
na jego twarzy były: mały, czarny wytatuowany znak trefla pod lewym
okiem i złoty kolczyk w brwi nad nim. Jego lekko kręcone, czarne
włosy były spięte w małego kucyka z tyłu. Był dość wysoki,
mierzył z około 1,80 m. Usiadłam podpierając się ręką o
platformę.
- Nazywam się Marcel – wyciągnął
dłoń w moim kierunku, którą uścisnęłam – będę twoim
stylistą, co pewnie już wiesz.
- Natasha – odpowiedziałam – tak
zostałam już o tym poinformowana...więc w jaki durny strój mnie
ubierzesz, bo sądząc po poprzednich Paradach gorzej być nie
może...
- Masz mocny charakter – zaśmiał
się – nie ubiorę cię w żaden durny strój. To w co styliści
poprzednich trybutów ich ubierali było tragiczne – zaczął
owijać moje zafarbowane pasemko na palcu - ale ja nie mam zamiaru
owinąć cię w zwykłe niebieskie prześcieradło i dać ci koronę
z rybkami na głowę...Chcę ubrać cię w coś z mocnym charakterem
takim jak twój. Dlatego przygotowałem tę suknię.
Pokazał mi długą, niebieską
sukienkę. Góra była koronkowa z wiązaniem na szyi. Plecy były
całe odkryte. Dół był zrobiony ze zwiewnego materiału. Był
asymetryczny, gdyż przednia część była dużo krótsza od tylnej.
Była wspaniała, dużo różniła się od strojów poprzednich
trybutów.
- Jest...piękna – pochwaliłam
Marcela, dotykając materiału.
- Ubierzmy cię w nią – powiedział.
Wstałam z metalowej platformy i
zrzuciłam z siebie cienką koszulę. Nie przerażała mnie jakoś
nagość. Marcel podał mi bieliznę, którą szybko założyłam po
czym pomógł mi ubrać suknię.
- To twój pierwszy rok prawda? -
spytałam.
- Tak, jak to poznałaś? - powiedział
zapinając mi guzik na szyi.
- Jesteś inny od pozostałych, mniej
sztuczny no i nie masz jeszcze tak dobrze dopracowanego
kapitolińskiego akcentu. Jak to się stało, że zostałeś stylistą
trybutów?
- Głównie przez zainteresowanie modą
i projektowaniem, ale nie myśl, że pochwalam odbywanie się
Głodowych Igrzysk. - odwróciłam się i spojrzałam na Marcela,
zszokowała mnie jego wypowiedź - Może inni uważają to za dobrą
rozrywkę, ale moim zdaniem to tylko jedna wielka głupota. Posyłanie
młodych ludzi, a nawet i dzieci na rzeź to nie tylko marnowanie ich
przyszłości to zwykłe ludobójstwo... - nie sądziłam, że
usłyszę takie słowa od kapitolińczyka, mieszkańca Kapitolu,
miasta w którym ludzie uwielbiają Igrzyska - Odpowiadając na twoje
pytanie, zostałem stylistą po to, aby chociaż trochę uprzyjemnić
trybutom ostatnie dni przed wysłaniem na arenę, sprawić aby
chociaż na moment zapomnieli co ich czeka... - spojrzał na mnie –
Wyglądasz pięknie...
- Dziękuję – szepnęłam.
- Dodałbym jeszcze to – położył
mi na głowie niebieski wianek ozdobiony małymi, lśniącymi
kryształami. Na wszelki wypadek przypiął mi go ledwo widocznymi
małymi spinkami, aby nie spadł mi z głowy – Teraz wyglądasz
cudownie, jak Little Mermaid. Pokochają cię od pierwszego
wejrzenia, tak jak ja – uśmiechnął się serdecznie.
Zobaczyłam w nim przyjaciela,
człowieka, który naprawdę pragnie mi pomóc i autentycznie mi
współczuje w przeciwieństwie do innych.
- Powinniśmy już iść i dołączyć
do pozostałych – ustawił rękę tak abym mogła ją złapać.
Wyszliśmy z pomieszczenia i udaliśmy
się w stronę stajni z której niedługo zaczną wyjeżdżać
rydwany z trybutami. Gdy drzwi rozsunęły się przed nami, ujrzałam
masę trybutów w dziwacznych strojach. Trybuci z Trójki wyglądali
jakby ktoś ich owinął folią aluminiową. Dwunastka jak zwykle
była ubrana w górnicze stroje, oczywiście schludniejsze i
dopracowane. Jedynka – luksus, ubrani byli w rażące w oczy różowe
kombinezony z bufiastymi rękawami i miejscową niebieską koronką,
a na głowach mieli dopasowane kolorystycznie peruki. Wzrokiem
znalazłam Luka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że
został przefarbowany na blond, w którym wydawał się bardziej
przystojny niż wcześniej. Jego strój był dopasowany do mojego.
Taki sam asymetryczny płaszcz jak moja suknia z gdzieniegdzie
motywem sieci, do tego odrobinę opinające spodnie i wyglądał jak
młody bóg. Obok niego stała dość niska kobieta w żółtej
sukience, przypominającą bombkę na dole. Miała tego samego koloru
ogromnego koka na głowie, przystrojonego różnego koloru
koralikami, kokardkami i innymi ozdobami. Na jej policzku widniał
złoty kwiat. Tego samego koloru miała pomalowane usta i powieki.
Zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie ktoś z rodziny Miro, bo
wykryłam podobne uzależnienie od złotych rzeczy.
- Wyglądasz genialnie – powiedział
Luke, widać było, że suknia przypadła mu do gustu.
- Ty też wyglądasz nieźle –
odpowiedziałam zadziornie na co chłopak zaśmiał się.
- To jest Flavia, moja stylistka –
przedstawił mi ją.
- Witaj – jej głos był łagodny,
spokojny choć dało się usłyszeć kapitoliński akcent.
Tylko kiwnęłam jej głową. Luke
szybko wdał się w rozmowę ze stylistami o swoim stroju. Ja w tym
czasie oddaliłam się od nich i podeszłam do koni od naszego
rydwanu. Wzięłam garstkę siana, która leżała na ziemi i
zaczęłam karmić zwierzę. Nagle usłyszałam męski głos za sobą:
- Natasha Ledger, trybutka z Dystryktu
Czwartego...
Momentalnie się odwróciłam w stronę
chłopaka. Wysoki brunet o szarych oczach, dobrze zbudowany, ubrany w
strój gladiatora...z pewnością Dystrykt Drugi, zawodowiec...
Zlustrował mnie od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Szkoda będzie zabić tak piękną
dziewczynę – powiedział.
- Skąd pewność, że to ty pierwszy
mnie zabijesz, a nie odwrotnie?
- Zobaczymy... - zbliżył się –
Ciesz się Paradą – powiedział z szyderczym uśmiechem i odszedł.
Miałam ochotę zadźgać go tu i
teraz...Zdenerwowana wróciłam do Luka i stylistów.
- Poznałaś Curtisa? - spytał Luke.
- Co?
- Chłopak w stroju gladiatora, Curtis.
- Tak, mam ochotę coś mu zrobić... -
powiedziałam zaciskając dłonie w pięści.
- Na to będziesz miała czas na arenie
– uspokoił mnie Luke.
- Już czas, ustawcie się na rydwanie
– wtrącił Marcel.
Zrobiliśmy tak jak kazał. Odwróciłam
się do niego jeszcze po jakieś wskazówki. Jedyne co mi pokazał to
złączone dłonie jak do modlitwy.
- Mamy się objąć – powiedziałam
Lukowi.
- Co?
- Tak radzi Marcel, chyba.
Rydwan z trybutami z Jedynki ruszył.
Po nich pojechali kolejni, aż my ruszyliśmy za Trójką. Tuż przed
wyłonieniem na zewnątrz ja i Luke objęliśmy się. Wjechaliśmy na
główny plac w Kapitolu. Wszystkie miejsca na widowni były zajęte
przez kapitolińczyków. Na nasz widok publiczność oszalała, nie
zwracali już uwagi na pozostałe rydwany. Spojrzałam ja jeden z
ekranów. Wyglądaliśmy wspaniale. Moja suknia i płaszcz Luka wiały
na wietrze przypominając wzburzone fale...o tym efekcie Marcel nie
wspomniał. Uznałam, że spodobamy się publiczności jeszcze
bardziej jak podniesiemy wybijemy ręce do góry na znak, że chcemy
wygrać. Zrobiliśmy tak, kapitolińczycy wyli z zachwytu, a my
wyglądaliśmy na ekranach jak dwójka mocnych, zżytych i gotowych
młodych ludzi do walki. Zatrzymaliśmy się w jednym wielkim kole i
czekaliśmy aż prezydent Snow wyjdzie i powita nas. W końcu się
pojawił.
- Witajcie – ucisza publiczność –
Witajcie, trybuci witamy was. Oddajemy hołd waszej odwadze i
poświęceniu – przerwał, aby złapać oddech - I życzymy wam
pomyślnych Igrzysk i niech los wam zawsze sprzyja! - zakończył.
- Ahh cudowna coroczna mowa prezydenta
Snow'a – szepnął Luke, na co cicho zachichotałam.
Nasze rydwany ruszyły z powrotem do
budynku. Gdy tylko z nich zeszliśmy, podeszli do nas nasi styliści
razem z Finnickiem i Leticią.
- To było fantastyczne! - krzyknęła
z zachwytem kobieta.
- Szkoda, że ja nie miałem takiego
stylisty....- wzdychnął Finn – mnie wystylizowali na rybę...
- Na pewno byłeś piękną rybą –
zaśmiałam się.
- A żebyś...- spojrzał w dal –
może chodźmy już do pokoju.
Odwróciłam się, aby zobaczyć czemu
tak zareagował. Curtis bacznie nam się przyglądał. Gdy tylko
nasze spojrzenia się spotkały posłał mi ten swój uśmieszek, a
ręką udał jakby podcinał sobie gardło. Szybko ruszyłam za
resztą i razem wsiedliśmy do windy.
- Każdy dystrykt ma swoje piętro. Wam
przypadło chyba najlepsze – zachwycała się Leticia.
Winda szybko dojechała na miejsce. Gdy
tylko drzwi się rozsunęły razem z Lukiem westchnęliśmy z
wrażenia. Ogromny salon z wielkim telewizorem wiszącym na ścianie.
Naprzeciwko duża biała kanapa i stolik na kawę. Koloru dodawał
zielono – różowy, puchaty dywan. Jadalnia do której trzeba było
się dostać wchodząc po schodkach. Długi stół, z masą jedzenia
czekającego na skosztowanie go. Osiem niebieskich krzeseł o
dziwnych kształtach. Pełen luksus.
- Tak to jest salon, po lewej jest
jadalnia. Tam dalej są sypialnie, wolny wybór – mówiła kobieta.
- Jeśli chcecie coś zjeść to
możecie sobie zamówić z pokoju lub możemy zjeść teraz wspólny
posiłek, świętując waszą sukcesywną Paradę – dopowiedział
Finnnick.
- Chyba pójdę od razu do pokoju... -
powiedziałam.
Nie chciało mi się już dłużej z
nimi rozmawiać. Wybrałam pokój na samym końcu. Duża sypialnia z
wgłębieniem w podłodze na którym stało łóżko, na przeciwko
szafa z ubraniami. Obok drzwi wyjściowych na korytarz była
łazienka. Gdy tylko do niej weszłam, uznałam, że wezmę
relaksacyjną kąpiel. Nie wiedziałam do czego służą niektóre
rzeczy i wlewałam sobie różnych płynów. Doszłam do wniosku, że
najlepszy jest o zapachu morskim pomieszanym z zapachem igieł
leśnych. Po długim czasie spędzonym w wannie, przebrałam się w
wybraną piżamę, czyli luźne czarne spodnie i biały top.
Zrelaksowana i czysta położyłam się do łóżka. Natychmiast
zasnęłam. Tej nocy wszystkie wspomnienia z ostatnich dni mieszały
mi się ze sobą...drożynki, wydarzenia w pociągu, Parada Trybutów,
groźba Curtisa, prezydent Snow, kapitolińczycy. Wszystko wydawało
się zamazane, ludzie mieli zniekształcone twarze, co chwila
rozbrzmiewały słowa ''arena'', ''trybutka'', ''śmierć'' i tak w
kółko, aż nagle zobaczyłam moją siostrę biczowaną na środku
placu przy Pałacu Sprawiedliwości w Czwórce...Głośny, donośny,
pełen bólu krzyk Violet ze snu stał się moim. Rzucałam się na
łóżku, będąc jeszcze w pół śnie. Ktoś wszedł do pokoju,
próbował mnie uspokoić, lecz ja tylko rzucałam się na wszystkie
strony, chyba nawet udało mi się uderzyć go pięścią. Po podaniu
środka uspokajającego, pamiętam, że chyba coś powiedział, lecz
nic już nie usłyszałam. Uspokoiłam się i odpłynęłam.
+ taki bonusik: jak wyobrażam sobie kieckę Tashy z Parady Trybutów
+oczywiście wianek na głowie ;)
Na tym się z wami żegnam :) Może uda mi sie zamieścić 6 rozdział Igrzysk jeszcze w tym roku!
Cierpliwości, baju :*
Rozdział świetny ;) Już myślałam że do Tashy podejdzie Finn z kostkami cukru :P
OdpowiedzUsuńSukienka przepiękna! :*