czwartek, 26 grudnia 2013

Igrzyska 5

Hejka!



Przychodzę do was z nowym rozdziałem Igrzysk, który pisałam obżerając się czekoladową choinką :P Już nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania :)


Rozdział 5


Ośrodek Szkoleniowy, ogromny budynek, z niezliczonymi zakamarkami - to tutaj będę mieszkać do czasu wysłania na arenę. Znajdowałam się właśnie w pomieszczeniu podzielonym na osobne przedziały, gdzie jestem przygotowywana do Parady Trybutów. Można by powiedzieć, że jestem naga, gdyż cieniutka, niebieska koszula nie zasłania wiele. Co chwila kręci się obok mnie moja ekipa przygotowawcza, regulują brwi, wyrywają włosy z nóg za pomocą wosku, co jest dość bolesne.
- Dzięki nam będziesz wyglądać cudnie! - powiedziały z radością Cynthia i Lavender odrywając mi ostatnie plastry z woskiem z nóg.
Bliźniaczki, dość drobne kapitolińskie kobiety o strasznie pomarańczowej skórze. Gdzieniegdzie w ich blond włosach przebijają się czerwone i pomarańczowe pasemka. Różnią się tylko wytatuowanymi brwiami. Cynthia ma mocno czerwone, a Lavender zielone. Jak większość kapitolińczyków ich twarze są przyozdobione brokatem i makijażem. Zastanawiam się czy tutaj w Kapitolu wiedzą cokolwiek o naturalnej urodzie...
- Potwierdzam! - powiedział Miro, przycinając mi włosy.
Jedyny mężczyzna w mojej ekipie, równie sztuczny jak bliźniaczki. Nie miał włosów, tylko wytatuowane lamparcie centki na głowie. Był dość wysoki, przerastał kobiety o co najmniej głowę. Uwielbiał złoto, miał je wszędzie...na ustach, powiekach, rzęsach. Na chwilę przestał obcinać mi włosy, by dokładnie im się przyjrzeć po czym wziął do ręki jakąś niebieską tubkę. Wycisnął trochę masy na dłonie i wybrał jedno pasemko moich włosów. Posmarował je i zostawił na chwilę, po czym zmył wodą. Pasemko jak się spodziewałam zmieniło swój kolor na niebieski.
- Pasuje ci do oczu – powiedział i podał mi małe lusterko.
Przyjrzałam się odbiciu. Rzeczywiście, idealnie podkreślało ich błękitny kolor.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Sądzę, że możemy cię już oddać w ręce Marcela – stwierdził.
Zostałam przetransportowana do oddzielnego pomieszczenia, w którym miałam czekać na przyjście mojego stylisty. Leżałam na metalowej platformie w bezruchu, aż drzwi momentalnie się rozsunęły. Zobaczyłam mężczyznę około 30. Był inny od pozostałych, bardziej naturalny. Jedynymi ozdobami na jego twarzy były: mały, czarny wytatuowany znak trefla pod lewym okiem i złoty kolczyk w brwi nad nim. Jego lekko kręcone, czarne włosy były spięte w małego kucyka z tyłu. Był dość wysoki, mierzył z około 1,80 m. Usiadłam podpierając się ręką o platformę.
- Nazywam się Marcel – wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą uścisnęłam – będę twoim stylistą, co pewnie już wiesz.
- Natasha – odpowiedziałam – tak zostałam już o tym poinformowana...więc w jaki durny strój mnie ubierzesz, bo sądząc po poprzednich Paradach gorzej być nie może...
- Masz mocny charakter – zaśmiał się – nie ubiorę cię w żaden durny strój. To w co styliści poprzednich trybutów ich ubierali było tragiczne – zaczął owijać moje zafarbowane pasemko na palcu - ale ja nie mam zamiaru owinąć cię w zwykłe niebieskie prześcieradło i dać ci koronę z rybkami na głowę...Chcę ubrać cię w coś z mocnym charakterem takim jak twój. Dlatego przygotowałem tę suknię.
Pokazał mi długą, niebieską sukienkę. Góra była koronkowa z wiązaniem na szyi. Plecy były całe odkryte. Dół był zrobiony ze zwiewnego materiału. Był asymetryczny, gdyż przednia część była dużo krótsza od tylnej. Była wspaniała, dużo różniła się od strojów poprzednich trybutów.
- Jest...piękna – pochwaliłam Marcela, dotykając materiału.
- Ubierzmy cię w nią – powiedział.
Wstałam z metalowej platformy i zrzuciłam z siebie cienką koszulę. Nie przerażała mnie jakoś nagość. Marcel podał mi bieliznę, którą szybko założyłam po czym pomógł mi ubrać suknię.
- To twój pierwszy rok prawda? - spytałam.
- Tak, jak to poznałaś? - powiedział zapinając mi guzik na szyi.
- Jesteś inny od pozostałych, mniej sztuczny no i nie masz jeszcze tak dobrze dopracowanego kapitolińskiego akcentu. Jak to się stało, że zostałeś stylistą trybutów?
- Głównie przez zainteresowanie modą i projektowaniem, ale nie myśl, że pochwalam odbywanie się Głodowych Igrzysk. - odwróciłam się i spojrzałam na Marcela, zszokowała mnie jego wypowiedź - Może inni uważają to za dobrą rozrywkę, ale moim zdaniem to tylko jedna wielka głupota. Posyłanie młodych ludzi, a nawet i dzieci na rzeź to nie tylko marnowanie ich przyszłości to zwykłe ludobójstwo... - nie sądziłam, że usłyszę takie słowa od kapitolińczyka, mieszkańca Kapitolu, miasta w którym ludzie uwielbiają Igrzyska - Odpowiadając na twoje pytanie, zostałem stylistą po to, aby chociaż trochę uprzyjemnić trybutom ostatnie dni przed wysłaniem na arenę, sprawić aby chociaż na moment zapomnieli co ich czeka... - spojrzał na mnie – Wyglądasz pięknie...
- Dziękuję – szepnęłam.
- Dodałbym jeszcze to – położył mi na głowie niebieski wianek ozdobiony małymi, lśniącymi kryształami. Na wszelki wypadek przypiął mi go ledwo widocznymi małymi spinkami, aby nie spadł mi z głowy – Teraz wyglądasz cudownie, jak Little Mermaid. Pokochają cię od pierwszego wejrzenia, tak jak ja – uśmiechnął się serdecznie.
Zobaczyłam w nim przyjaciela, człowieka, który naprawdę pragnie mi pomóc i autentycznie mi współczuje w przeciwieństwie do innych.
- Powinniśmy już iść i dołączyć do pozostałych – ustawił rękę tak abym mogła ją złapać.
Wyszliśmy z pomieszczenia i udaliśmy się w stronę stajni z której niedługo zaczną wyjeżdżać rydwany z trybutami. Gdy drzwi rozsunęły się przed nami, ujrzałam masę trybutów w dziwacznych strojach. Trybuci z Trójki wyglądali jakby ktoś ich owinął folią aluminiową. Dwunastka jak zwykle była ubrana w górnicze stroje, oczywiście schludniejsze i dopracowane. Jedynka – luksus, ubrani byli w rażące w oczy różowe kombinezony z bufiastymi rękawami i miejscową niebieską koronką, a na głowach mieli dopasowane kolorystycznie peruki. Wzrokiem znalazłam Luka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że został przefarbowany na blond, w którym wydawał się bardziej przystojny niż wcześniej. Jego strój był dopasowany do mojego. Taki sam asymetryczny płaszcz jak moja suknia z gdzieniegdzie motywem sieci, do tego odrobinę opinające spodnie i wyglądał jak młody bóg. Obok niego stała dość niska kobieta w żółtej sukience, przypominającą bombkę na dole. Miała tego samego koloru ogromnego koka na głowie, przystrojonego różnego koloru koralikami, kokardkami i innymi ozdobami. Na jej policzku widniał złoty kwiat. Tego samego koloru miała pomalowane usta i powieki. Zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie ktoś z rodziny Miro, bo wykryłam podobne uzależnienie od złotych rzeczy.
- Wyglądasz genialnie – powiedział Luke, widać było, że suknia przypadła mu do gustu.
- Ty też wyglądasz nieźle – odpowiedziałam zadziornie na co chłopak zaśmiał się.
- To jest Flavia, moja stylistka – przedstawił mi ją.
- Witaj – jej głos był łagodny, spokojny choć dało się usłyszeć kapitoliński akcent.
Tylko kiwnęłam jej głową. Luke szybko wdał się w rozmowę ze stylistami o swoim stroju. Ja w tym czasie oddaliłam się od nich i podeszłam do koni od naszego rydwanu. Wzięłam garstkę siana, która leżała na ziemi i zaczęłam karmić zwierzę. Nagle usłyszałam męski głos za sobą:
- Natasha Ledger, trybutka z Dystryktu Czwartego...
Momentalnie się odwróciłam w stronę chłopaka. Wysoki brunet o szarych oczach, dobrze zbudowany, ubrany w strój gladiatora...z pewnością Dystrykt Drugi, zawodowiec... Zlustrował mnie od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Szkoda będzie zabić tak piękną dziewczynę – powiedział.
- Skąd pewność, że to ty pierwszy mnie zabijesz, a nie odwrotnie?
- Zobaczymy... - zbliżył się – Ciesz się Paradą – powiedział z szyderczym uśmiechem i odszedł.
Miałam ochotę zadźgać go tu i teraz...Zdenerwowana wróciłam do Luka i stylistów.
- Poznałaś Curtisa? - spytał Luke.
- Co?
- Chłopak w stroju gladiatora, Curtis.
- Tak, mam ochotę coś mu zrobić... - powiedziałam zaciskając dłonie w pięści.
- Na to będziesz miała czas na arenie – uspokoił mnie Luke.
- Już czas, ustawcie się na rydwanie – wtrącił Marcel.
Zrobiliśmy tak jak kazał. Odwróciłam się do niego jeszcze po jakieś wskazówki. Jedyne co mi pokazał to złączone dłonie jak do modlitwy.
- Mamy się objąć – powiedziałam Lukowi.
- Co?
- Tak radzi Marcel, chyba.
Rydwan z trybutami z Jedynki ruszył. Po nich pojechali kolejni, aż my ruszyliśmy za Trójką. Tuż przed wyłonieniem na zewnątrz ja i Luke objęliśmy się. Wjechaliśmy na główny plac w Kapitolu. Wszystkie miejsca na widowni były zajęte przez kapitolińczyków. Na nasz widok publiczność oszalała, nie zwracali już uwagi na pozostałe rydwany. Spojrzałam ja jeden z ekranów. Wyglądaliśmy wspaniale. Moja suknia i płaszcz Luka wiały na wietrze przypominając wzburzone fale...o tym efekcie Marcel nie wspomniał. Uznałam, że spodobamy się publiczności jeszcze bardziej jak podniesiemy wybijemy ręce do góry na znak, że chcemy wygrać. Zrobiliśmy tak, kapitolińczycy wyli z zachwytu, a my wyglądaliśmy na ekranach jak dwójka mocnych, zżytych i gotowych młodych ludzi do walki. Zatrzymaliśmy się w jednym wielkim kole i czekaliśmy aż prezydent Snow wyjdzie i powita nas. W końcu się pojawił.
- Witajcie – ucisza publiczność – Witajcie, trybuci witamy was. Oddajemy hołd waszej odwadze i poświęceniu – przerwał, aby złapać oddech - I życzymy wam pomyślnych Igrzysk i niech los wam zawsze sprzyja! - zakończył.
- Ahh cudowna coroczna mowa prezydenta Snow'a – szepnął Luke, na co cicho zachichotałam.
Nasze rydwany ruszyły z powrotem do budynku. Gdy tylko z nich zeszliśmy, podeszli do nas nasi styliści razem z Finnickiem i Leticią.
- To było fantastyczne! - krzyknęła z zachwytem kobieta.
- Szkoda, że ja nie miałem takiego stylisty....- wzdychnął Finn – mnie wystylizowali na rybę...
- Na pewno byłeś piękną rybą – zaśmiałam się.
- A żebyś...- spojrzał w dal – może chodźmy już do pokoju.
Odwróciłam się, aby zobaczyć czemu tak zareagował. Curtis bacznie nam się przyglądał. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały posłał mi ten swój uśmieszek, a ręką udał jakby podcinał sobie gardło. Szybko ruszyłam za resztą i razem wsiedliśmy do windy.
- Każdy dystrykt ma swoje piętro. Wam przypadło chyba najlepsze – zachwycała się Leticia.
Winda szybko dojechała na miejsce. Gdy tylko drzwi się rozsunęły razem z Lukiem westchnęliśmy z wrażenia. Ogromny salon z wielkim telewizorem wiszącym na ścianie. Naprzeciwko duża biała kanapa i stolik na kawę. Koloru dodawał zielono – różowy, puchaty dywan. Jadalnia do której trzeba było się dostać wchodząc po schodkach. Długi stół, z masą jedzenia czekającego na skosztowanie go. Osiem niebieskich krzeseł o dziwnych kształtach. Pełen luksus.
- Tak to jest salon, po lewej jest jadalnia. Tam dalej są sypialnie, wolny wybór – mówiła kobieta.
- Jeśli chcecie coś zjeść to możecie sobie zamówić z pokoju lub możemy zjeść teraz wspólny posiłek, świętując waszą sukcesywną Paradę – dopowiedział Finnnick.
- Chyba pójdę od razu do pokoju... - powiedziałam.

Nie chciało mi się już dłużej z nimi rozmawiać. Wybrałam pokój na samym końcu. Duża sypialnia z wgłębieniem w podłodze na którym stało łóżko, na przeciwko szafa z ubraniami. Obok drzwi wyjściowych na korytarz była łazienka. Gdy tylko do niej weszłam, uznałam, że wezmę relaksacyjną kąpiel. Nie wiedziałam do czego służą niektóre rzeczy i wlewałam sobie różnych płynów. Doszłam do wniosku, że najlepszy jest o zapachu morskim pomieszanym z zapachem igieł leśnych. Po długim czasie spędzonym w wannie, przebrałam się w wybraną piżamę, czyli luźne czarne spodnie i biały top. Zrelaksowana i czysta położyłam się do łóżka. Natychmiast zasnęłam. Tej nocy wszystkie wspomnienia z ostatnich dni mieszały mi się ze sobą...drożynki, wydarzenia w pociągu, Parada Trybutów, groźba Curtisa, prezydent Snow, kapitolińczycy. Wszystko wydawało się zamazane, ludzie mieli zniekształcone twarze, co chwila rozbrzmiewały słowa ''arena'', ''trybutka'', ''śmierć'' i tak w kółko, aż nagle zobaczyłam moją siostrę biczowaną na środku placu przy Pałacu Sprawiedliwości w Czwórce...Głośny, donośny, pełen bólu krzyk Violet ze snu stał się moim. Rzucałam się na łóżku, będąc jeszcze w pół śnie. Ktoś wszedł do pokoju, próbował mnie uspokoić, lecz ja tylko rzucałam się na wszystkie strony, chyba nawet udało mi się uderzyć go pięścią. Po podaniu środka uspokajającego, pamiętam, że chyba coś powiedział, lecz nic już nie usłyszałam. Uspokoiłam się i odpłynęłam.

+ taki bonusik: jak wyobrażam sobie kieckę Tashy z Parady Trybutów

+oczywiście wianek na głowie ;)

Na tym się z wami żegnam :) Może uda mi sie zamieścić 6 rozdział Igrzysk jeszcze w tym roku!
Cierpliwości, baju :*

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny ;) Już myślałam że do Tashy podejdzie Finn z kostkami cukru :P
    Sukienka przepiękna! :*

    OdpowiedzUsuń